sobota, 5 kwietnia 2014

Od Sitaela - Włamanie

Spojrzałem w lewo. Spojrzałem w prawo. Kurka znowu ci strażnicy! Czy ona nie przesadza? Szybko się schowałem i poczekałem jak znikną z korytarza i dopiero wtedy wyskoczyłem z szyby wentylacyjnej i pobiegłem przed siebie.
Jakby ktoś nie wiedział jestem Sitael. Główny problem w tym domu i "przypadkowo" usłyszałem że Lux chce mnie ukarać, że pomalowałem jej konia. I co w tym złego pytam ja się? Przynajmniej świecił kolorami... Lux nie umie docenić artysty... Z pewnością jej aura jest szara...
Jak każdy kto -tak jak ja- zajmuje się żartami zawodowo. Umie się wspinać, skradać, podkładać urządzenia i je rozwalać. A także szybko wiać i ma nosa to spraw kiedy trzeba wiać.
W końcu dotarłem do pokoju Lux. Kurka, zamknięte. Dziewczyna zdążyła mnie poznać, ale nie ze mną te numery. Jestem dość sprawnym włamywaczem i wystarczyło kilka sekund by drzwi skrzypnęły i się otworzyły.
- No, no, no - gwizdnąłem. - Ale się dziewczyna urządziła...
Pokój był nieskazitelnie czysty, ale coś czuje że to się niedługo zmieni.
Wywaliłem plecak na podłogę i zacząłem w nim grzebać. Z doświadczenia wiem, że strażnicy mogą tu szybko wrócić więc od razu zabrałem się do roboty.
Do łóżka wrzuciłem ślimaki i zakryłem je kołdrą, do kosmetyczki (po co dziewczyną takie rzeczy pytam ja się? Tylko robią z siebie potwory) wsadziłem wyskakującego klauna. Na balkon poszła deska, do łazienki rozsypałem małe kuleczki, na szafie powiesiłem sztuczną tarantule itd... A potem szybko wieje do siebie gdzie odznaczam wykonanie zadania. Teraz czekać na reakcje, na następny ogień idzie Lindsay...

Od Michaela

Marcelina: Michael! List do ciebie
Michael: Hymm… do mnie?
Marcelina: Tak czubie od ciebie złaś z dachu i czytaj!
Zeskoczył z dachu wylądował i skierował się w stronę drzwi
Michael: Od kogo to?
Marcelina: A bo ja wiem, tylko krew.
Michael: Krew?
Marcelina: Tak.
Uśmiechnął się leciutko i wystawił rękę po list. Przyłożył list do ust i zlizuję odrobinę krwi z koperty.
Marcelina : Co ty robisz?
Michael: Ja, a tak sprawdzam od kogo to.
Marcelina: Aha, to rób to gdzie indziej…
Michael: Dobrze idę przeczytać. Z tego co wyczytałem droga siostro wracam z powrotem do zaczarowanego domu. Jednak ktoś tam tęskni za moim wampirzym życiem.
Marcelina: No cóż nie będę cię wiecznie trzymać w domu, powodzenia w podróży.
Marcelina uśmiechnęła się lekko, lecz nie był to szczery uśmiech.
Michael: Idę po gitarę
Wyszedł przed dom, spoglądając na dach
- Jest!
Wybił się i wylądował na dachu
-  Chodź tu! – krzyknęła Marcelina
Wchodzi do domu, gdy Marcelina pakuje jego rzeczy.
Michael: Nie musiałaś ale dzięki.
Marcelina:  No nie ma sprawy, ale wiesz będziemy cię odwiedzać.
Michael: I z tego powodu cieszę się najbardziej, ale nie mówcie ojcu gdzie jestem, nie chcę żeby tam się zjawiał, nie chcę narażać mieszkańców tego domu.
Marcelina: Nie ma sprawy.
Marcelina podała mu plecak. Uściskali się przed podróżą.
Michael: Szkoda, że nie ma tu Marceliego, zresztą nie ma go prawie nigdy.
Marcelina: No co poradzisz, jest pierwszy w kolejce do tronu.
Michael:  Pozdrów go ode mnie. Żegnaj do zobaczenia
Wzbił się w powietrze, wieszając gitarę na ramieniu. Odwrócił się i pomachał siostrze.
*kilka godzin później*

Znajdował się nad lasem prowadzącym do zaczarowanego domu. Na łące widział jakiegoś jednorożca. Podrapał się po głowie poleciał dalej. W jego pełnych, czerwonych oczach ukazał się dom.
Wylądował przed nim delikatnie. Ściągnął gitarę i zabrał ją do ręki. Wszedł po schodach. Przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć. Podszedł do drzwi drapiąc się po włosach.
Michael: Ehh, nie wiem!

*puk puk*

wtorek, 1 kwietnia 2014

Od Luxii - C.D Tvysy

- Mhm. - mruknęłam, maczając gąbkę w letniej wodzie
- Pewnie nie wybaczysz tak szybko prawda?
Pocierałam gąbkę o zad konia, uspokajając go przy tym.
- Ty przeprosiłaś, ukarać mogę tylko tego, kto się boi przeprosić.
- Czyli Sitael. - przerwała mi Tvysy
- Między innymi on. - powiedziałam i starłam ostatnią kroplę farby z Crossa
Odwróciłam się w stronę skrzynki na szczotki i sięgnęłam po grzebień. Przeczesałam jego czarną grzywę parę razy i wyczyściłam przy okazji długi róg na środku głowy konia.
- Możesz już iść, przebaczyłam ci. - zaśmiałam się, dosyć szyderczo
- Wyczyścić Celte?
- Ile wyście koni wymorusali tą mazią?! - uniosłam się
- Celte i Crossa. - wyszeptała
Podałam jej wiadro z kolorową wodą i powiedziałam:
- Idź wymień tą wodę, umyj gąbkę i zajmij się nią. Ja nie mam teraz czasu. Muszę go zacząć zajeżdżać.
Dziewczyna odeszła bez słowa osowiałym krokiem.

*około pół godziny później*

Nałożyłam czaprak na karego rumaka, przysuwając go bliżej kłębu. Przy koniach nie używałam czarów, według mnie przy koniach potrzebna była odpowiednia ręka i sam kontakt ze zwierzęciem.
Kiedy założyłam na niego cięższe siodło zaczął wierzgać tylnymi nogami.
- Holaaa... - powiedziałam melodyjnym głosem, głaszcząc go po łopatce
Po chwili usiłowałam zapiąć popręg, ciągle szeptałam jego imię. Jednorożec uspokoił się, a ja postąpiłam do działania.
Przypięłam wypinacze do wędziła razem z lonżą.
Poszłam z nim na lonżownik, pokazując mu początki pracowania z jego chodami. Naprowadziłam go na ścianę i popędzałam batem. Koń ładnie biegał i brykał, skumał o co chodzi.
Odłożyłam bat i podeszłam do niego odpinając z niego line.
Złapałam strzemię w dłoń i poruszałam nim w różne strony, czekając na reakcje Crossa.
Koń najwidoczniej ufał mi więc prędko wsadziłam stopę w strzemię i wsiadałam wygodnie w siodło. Złapałam za wodze i poruszyłam nimi delikatnie, prowadząc go na ścianę.
Cross w pewnej chwili zaczął wariować. Trzymałam się kurczowo jego grzywy, stanowczo próbując zatrzymując go łydkami.
- Cross! - krzyknęłam zatrzymując ledwie konia.
Skarciłam go za złe zachowanie i prowadziłam go kłusem na padok.
Magią otworzyłam bramkę i wprowadziłam konia.
Zeskoczyłam z niego, otrzepując czarną marynarkę. odpięłam mu popręg, ściągnęłam siodło i ogłowie, i zamknęłam wybieg trzymając wszystko w dłoniach.
Po drodze spotkałam Linsday, która siedziała na schodach przy siodlarni.
- Ej, wyprowadź jak możesz Rose na łąkę, potrzebuje ruchu. A jak chcesz to możesz z nią posiedzieć.
Siostra przytaknęła a ja odłożyłam wszystko i skierowałam się w stronę domu.

*godzinę później*

Siedziałam w salonie popijając zbożową kawę.
- Coś tu cicho. - wyszeptałam odkładając biały w czarne groszki kubek
Na stoliku leżał skrawek papieru, wzięłam go do dłoni i przeczytałam po raz kolejny, zostawiony list przez wampira. Postanowiłam odpisać. Wzięłam pióro do ręki i zamoczyłam je w smolistym atramencie.

  Drogi Michaelu.

Jeżeli znajdzie się u Ciebie moment wolnego czasu, wpadnij do nas, do Zaczarowanego Domu.
Siedzę w ogromnym salonie, całkiem sama. Wszyscy na podwórzu, w stajni lub w swoich pokojach. Ni żywej duszy. 
Czytając moją ulubioną książkę, nie potrafiłam się na niej skupić. Po prostu nie potrafię czytać czegokolwiek gdy jest aż taka cisza. 
Pijąc sobie kawę, zobaczyłam Twój list i po raz kolejny go przeczytałam. Tęsknię za chaosem, który zazwyczaj tu z Tobą panował. 
Więc, jeżeli będziesz miał chwilę, wpadnij do nas i zrób totalny rozpierdol. 
Ups. Przepraszam za słownictwo. 

Zapakowałam list w kopertę.
- Zapomniałabym...
Shurikenem uraziłam się w nadgarstek, z którego od razu polała się krew.
Przypieczętowałam kopertę kroplą czerwonej cieczy o wiatrem posłałam ją na północ.

sobota, 29 marca 2014

Od Tvysy - Moja historia cz. 5

Do mojego pokoju weszła mama. Gdy zobaczyła Alyss uśmiechnęła się do niej po czym, chwyciła się ręcznika, którego miała na głowie. Zapewne właśnie się kąpała i nie spodziewała się gości.
-Dzień dobry - przywitała się wilko krwista
-Cześć...chciałam pokazać coś, to znaczy kogoś, Tyvsie, ale równie dobrze, możecie go poznać razem - podniosłyśmy się i ruszyłyśmy za moją matką. O dziwo zaprowadziła nas do wyjścia na ogródek. Na niebie świeciło słońce, ogrzewające moje gołe ramiona, dobrze, że nie nałożyłam kurtki. Spojrzałam na przyjaciółkę, uśmiechała się,w ten swój maniakalny sposób, który mówił, że ma tak zwany, napad wilczej głupawki.
-Nie krępuj się, miłego biegania - wystrzeliła jak proca i już po chwili zmieniła się w wilka. Wzdrygnęłam się...nigdy się nie przyzwyczaję. Jeszcze tydzień temu po prostu wesoło by biegała, a teraz...teraz zachowuje się, już całkowicie jak mój pies i do tego, dużo nie odbiega od niego wyglądem. Gdy zniknęła mi z oczu za garażem, usłyszałam rżenie, podbiegłam w tamtą stronę. Zaraz za winklem moim oczom ukazał się przepiękny, czarny unipeg.


Mistyczny koń, gapił się ze zdziwieniem na Alyss, która go wąchała. Czy moje życie, nie może, chociaż troszeńkę bardziej przypominać, życia no powiedzmy...takiej przeciętnej nastolatki, która nigdy w życiu, nawet nie wyobrażała sobie, że może być spokrewniona z którąś z magicznych istot. Taką, która w nie nawet nie wierzy. Było by świetnie. Ciekawe, kiedy okaże się, że któryś z naszych nauczycieli to, no nie wiem, duch, czarodziej...nie najlepiej wampir, który tak przypadkiem jest przyjacielem, tego którego zabiła Alyss.
Do moich uszu dobiegł łomot, a zza skrzydlatego konia wyłoniły się blade postacie. Spanikowany unipeg podbiegł do mojej matki, a Alyss...bo ona, nigdy, nie może zachować, choć maleńkiego śladu rozsądku...rzuciła się na wampiry (poznałam, że to one po kłach). Nawet nie zdążyła drasnąć pijawki, a już, leżała przewrócona do góry nogami, z rozkrwawioną łapą. Poczułam straszliwą wściekłość, taką jakiej jeszcze nigdy dotąd nie doznałam. Mój wzrok skierował się na ręce, na których rysowały się napięte żyły...zaczęłam się zmieniać.Tak samo jak ostatnim razem, moje ciało przybrało wilczy wygląd...

~*~*~

Nawet nie wiem kiedy znalazłam się na przeciw blondwłosego wampira,a potem mojej kły zatopiły się w jego barku.Odsunęłam się od niego i podbiegłam do kolejnego,tym razem nie udało mi się zrobić bestii,nawet najmniejszej krzywdy.Sama zaś wylądowałam na grzbiecie.Poczułam okropny ból w łapie,odwróciłam się w jej stronę.Moim oczom ukazał się Alyss.Odpychaał od mojej łapy krwiopijcę,próbującego wypić moją krew.Nie wiedzieć czemu,gdy podniosłam się,aby rzucić się na pijawkę,ból zniknął,a na jego miejsce,napłynęła pewność siebie.Dzięki niebywałemu szczęściu,napastnik mnie nie zauważył i już po chwili przygniotłam go do ziemi.Nagle,moje ciało przybrało ludzki kształt...nie mogło to się stać w innym momencie!Na szczęście,przypomniało mi się,że wampiry giną,przebite drewnianym kołkiem.Machinalnie złapałam za pobliski kamień i zmieniłam go w gruby patyk.Wbiłam go w serce wampira.Nagle dotarło do mnie,co zrobiłam...ja zabiłam!Po moich policzkach pociekły łzy,zsunęłam się z martwego ciał,usiadłam zgarbiona i wtuliłam się w swoje ramiona.Poczułam,że ktoś mnie przytula,odwróciłam w jej stronę.Alyss,moja bezwzględna Alyss,miała uczucia,próbowała mnie pocieszyć...o dziwo podziałało i już po chwili stałam wyprostowana i gotowa do walki .Oszukałam wzrokiem matkę.Zobaczyłam,że leży na ziemi,a wokół niej rozlewała się krew.Podbiegłam do niej wystraszona.Oddychała z wyraźnymi trudnościami,a na brzuchu miała ogromną ranę.
-Nie umieraj!Nie możesz,mnie zostawić,nie samej!-Boję się...tego,że bez niej nie dam sobie rady,przez te wszystkie lata,to ona zajmowała się każdą rzeczą,którą rozsądny człowiek uznał by za ważną,a moim jedynym zadaniem było patrzenie w telewizor i chodzenie do szkoły.Jeszcze tydzień temu zdawało mi się,że stworzenia nad naturalne,to tylko i wyłącznie wymysł pisarek...teraz wiem,że jest inaczej.
Wszystko wokół zdaje się cierpieć w raz zemną,otacza mnie cisza.Cisza,dzięki której,wiem co zrobić,dzięki które odnajduję w sobie dość mocy,by zabić wampiry,które nadal panoszą się w moim ogródku.Odwracam się do tyłu,koło mnie stoi Alyss i patrzy na mnie z troską.
-Uciekaj!-krzyknęłam do niej,nawet nie zwracając uwagi,czy mnie posłuchał,zaczęłam w sobie kumulować całą magiczną moc,jaką miałam i po chwili wszystko wokół zalśniło zielonym światłem.Poczułam nagły odpływ siły,a wokół zrobiło się ciemno,zapewne to tak wygląda śmierć...

~*~*~

-Tyvsa,żyjesz!Boże,obudź się!Proszę!-znajomy głos,kazał mi się obudzić,ale ja przecież nie spałam!Ja nie żyłam,choćby tak mi się zdawało...nagle wszechogarniająca mnie ciemność zniknęła i zobaczyłam nad swoją głową Alyss i Sanariona-Ty żyjesz!Jejku...jak ja się bałam!Nic ci nie jest!Dziękuję!-przytuliła mnie do siebie mocno
-Spokojnie,nic mi nie jest.Przyznałaś się,że się bałaś-uśmiechnęłam się,a moja przyjaciółka w odpowiedzi cicho warknęła.Podniosłam się i spojrzałam na ciało matki,a potem na wilko krwistą i unipega,wiedziałam,że mojej życie właśnie stało się inne i nic na to nie poradzę... ciekawe czy zmieniło się na lepsze czy na gorsze...

~*~*~

-Żegnaj-po moim policzku pociekła łza,chwyciłam Sanariona za uzdę,a potem spojrzałam na przyjaciółkę-na pewno nie chcesz iść ze mną?
-Nie,to tu jest moje miejsce,ktoś musi przecież pilnować,tej zapadłe dziury-uśmiechnęła się do mnie,a potem odwróciła się i ruszyła w stronę lasu.Nie miałam jej za złe,że się nie pożegnała,wiedziałam,że to by ją dobiło...za dobrze ją znałam.Wsiadłam na unipega,uważając,aby nie strącić Aidana z zadu skrzydlatego konia,pociągnęłam z wodze i wzbiliśmy się w powietrze.Do moich uszu dotarło wycie,spojrzałam na las i patrzyłam tak na niego,póki nie zniknął mi za horyzontem.

<Dwa lata później>

Zatrzymywałam się w wielu miejscach,zdążyłam poznać wielu takich jak ja,ale dopiero gdy natrafiłam na miejsce,które zostało mi polecone na samym początku mej wyprawy,stwierdziłam,że mogę nazwać coś domem.A najdziwniejsze było to,że miejsce to okazało się najprostszym i najbliższym jakie mogło być.Bo życie nie zawsze musi być skomplikowane...i zdaje mi się,że to właśnie tu w Zaczarowanym Domu,w końcu moje życie się od komplikuje.To tu odnajdę upragniony spokój...

Od Tvysy - C.D Luxii

-Trzeba ją przeprosić!- prawie krzyczałam, podczas gdy Sitael nic sobie z tego nie robiąc, wzruszyła ramionami. Powoli zbliżaliśmy się do domu, nie mogłam się doczekać kiedy wezmę prysznic, miałam farbę dosłownie wszędzie! Ale przyznaję, jej zemsta była świetna...i śmieszna.Uśmiechnęłam się do siebie.
-Wyluzuj, nic się przecież nie stało - spojrzałam na niego spode łba
-Wiem, ale ona za pewne szybko nam nie wybaczy - już miałam przed oczyma, różne rodzaje tortur, które mogła nam zgotować.
- Mogę z tobą pójść ją przeprosić, ale najpierw wezmę prysznic, a podczas TWOICH przeprosin będę stał na uboczu i szyderczo się uśmiechał - to "twoich" prawie wykrzyczał, a ja nic nie mówiąc wyprzedziłam go i popędziłam do pokoju, gdzie czekał na mnie kochany prysznic i pachnące mydło. Gdy wypłukałam farbę, ze wszystkich zakamarków ciała, wysuszyłam włosy i zaplotłam warkocz, po czym ruszyłam pod drzwi Sitaela. Zapukała i już po chwili drzwi otworzył mi anioł.
- Na włosach masz jeszcze plamkę... - zaczęłam gorączkowo macać swoją głowę -...żartuję-uśmiechnął się łobuzersko
- Bardzo śmieszne, a teraz chodź - pociągnęłam go w stronę wyjścia, po chwili byliśmy już jakieś 10 metrów, przed stajnią.
- Przypominam ci iż, to ty przepraszasz nie ja-jakby mi tego nie dał do zrozumienia!?
- Tak wiem! - przyśpieszyłam lekko i już po chwili znalazłam się w drzwiach stajni. Zobaczyłam Luxie, myła Crossa. Podeszłam do niej.
- Pomóc ci? - bez słów podała mi gąbkę - Sorry,za to - wskazałam na kwiaty, na zadzie konia.

<Luxia,dokończysz?>

niedziela, 16 marca 2014

Od Luxii

Delikatnie włożyłam ostrze do kieszeni, aby znowu się przypadkowo nie ugodzić. Wyszłam z pokoju kierując się do drzwi wyjściowych. Jeszcze na chwilkę zerknęłam do kuchni, aby wziąć z niej parę jabłek dla koni.

*kilka minut później*

Stałam już przed wejściem do stajni, z której dobiegały szepty i chichoty. Czyżby Linsday kogoś tu sprowadziła? Otworzyłam szeroko drewnianą bramę i ujrzałam parę znanych mi osób. Sitael, wyraźnie chował coś za plecami. Głośno odchrząknęłam i powiedziałam:
- Co wy tu robicie?
- Ja, znaczy my, zwiedzaliśmy tereny.
- Tak, tak. - przytaknęła Tvysy
Przyjrzałam się im. Osowiałym krokiem szłam w ich stronę. Stanęłam tyłem do boksów, wpatrując się w zarumienione poliki dziewczyny.
- Co się tu działo? - powiedziałam trochę groźniejszym głosem
- No już mówiłem, że zwiedzaliśmy tereny.
Wiem, że kłamią.
- A tak naprawdę? - uniosłam brew
- Tak naprawdę to... - Sitael szturchnął łokciem mówiącą Tvysy
- Mówcie prawdę do cholery! - uniosłam się
Anioł położył na podłodze puszkę farby i pędzle. Natychmiast odwróciłam się w stronę koni.
- Nie mieliście nic innego do roboty? - wyciągnęłam kryształową różdżkę.
Poczułam jak tatuaże na nadgarstkach podświetlają się.
Nie potrafiłam się opanować. Ręką przyciągnęłam do siebie wiadro z farbą, by sprawdzić czy zostało jej choć trochę. Na moje szczęście, było jeszcze dużo wielokolorowej cieczy.
Uniosłam wiadro i niespodziewanie całą zawartość wylałam na Sitaela i Tvysy.
- Wiecie, że do twarzy wam w tym. - zakpiłam
Oboje spojrzeli na siebie i bez słowa wyszli ze stajni. Posprzątałam w niej i zajęłam się Crossem, który był cały wymalowany w różnokolorowe kwiatki.
Zaczepiłam karabinek uwiązu o kantar i wyszłam z boksu kierując się do niedaleko położonego koniowiązu. Usłyszałam ciche szepty, które stawały się coraz głośniejsze.

<Tvysy, dokończysz?>

piątek, 28 lutego 2014

Od Tvysy - C.D Sitaela

- Bogowie, mają ważniejsze sprawy na głowie, niż mszczenie się, na niewiernych, malujących, ich imienników, dla żartu. Zajmę się Crossem - chwyciłam, za różową farbę. Podeszłam do boksu, konia Lux i zaczęłam malować zwierzę w kwiatki. Nie rozumiem dlaczego te konie się nie obudziły, kiedy tu wchodziliśmy, przecież San narobił, dużo hałasu. Poczułam za sobą czyjąś obecność, odwróciła się, w obawie, że to Luxia, jednak na szczęście, zobaczyłam Sitaela.
- I jak podoba ci się Cross, w kwiatki? - uśmiechnęłam się do niego


<Sitael?>

Od Tvysy - "Moja historia" cz.4

- Wyżej głowa! Masz zachowywać się jak księżniczka! – machinalnie robię to co mi każe - A teraz zmień mnie... w kaczkę
- Kaczkę? - wcześniej kazała mi się zmienić w kiwi, więc chyba nie powinnam być zdziwiona.
- Tak, w kaczkę - wyobraziłam sobie, że przed mną stoi kaczka, a matki nie ma. Przelałam w to odrobinę ,czegoś co można porównać do energii. Po chwili usłyszałam wesołe kwakanie.
~Odmień mnie - powiedziała do mnie mentalnie, a ja zrobiłam to co mi kazała.
- Brawo, na dzisiaj koniec-uśmiechnęła się do mnie i ruszyła w stronę domu.

<parę dni później>

Powoli coraz łatwiej odzie mi, zmienianie matki i różnych rzeczy, w coś innego. Ostatnio udało mi się nawet zmienić Aidana, naszego psa, w słonia. Co ponoć jest dużym wyczynem. Często pomagałam, też matce w kuchni. Dziwnie było patrzeć jak nóż sam kroi pomidory. Do moich uszu, dotarło pukanie do drzwi, więc poszłam je otworzyć. Gdy przekręciłam zamek, powitało mnie wesołe wycie. Alyss...na śmierć o niej zapomniałam!
- Cześć! Mogę wejść? - spytała, zaraz po tym, jak jej głowa, zaczęła być widoczna, zza drzwi
- Jasne, że tak - gestem pokazałam jej, żeby weszła. Wrzuciła kurtkę do szafy i jak za dawnych czasów, ruszyła w stronę mojego pokoju
- I jak tam twoje, życie zmieniło się od pełni? - spytała, siadając na pufie
- Dobrze... okazało się, że jestem mieszańcem. Pół czarodziejką, pół wilko krwistą
- Widzisz, ty to masz szczęście, nie dość, że wilk, to jeszcze czarownica - uśmiechnęła się do mnie, a potem wstała i podeszła do mojej biblioteczki. Wzięła z niej jakąś książkę. Podała mi ją. Była to dziwna, stara księga, której jeszcze nigdy dotąd nie widziałam
- Skąd się tu wzięła?
- A myślisz, że ja wiem, moja też pojawiła się znikąd - wyciągnęła podobną z torby, którą miała przy sobie
- O czym one są? - przyglądałam się z zaciekawieniem książką. Moja miała zielone kryształki, a Alyss brązowe
- O magicznych istotach. Ponoć dostają je tylko wilko krwiści - wyszczerzyła kły i schowała swoją, a moją odłożyła na miejsce. Na powrót usiadła na pufie
- Jak to jest czarować? - spytała
- Sprawia ci to wilkom satysfakcję. Dzięki magii, czujesz, że żyjesz...nagle zadajesz sobie sprawę, że życie czasami bywa piękne-uśmiechnęłam się do niej. Zastanawia mnie, dlaczego opisywałam to taką
łatwością, dlaczego mówiłam to tak, jakbym recytowała, ulubiony wiersz. Przecież nigdy wcześniej, nie myślałam o tym co czuję podczas używania magii. To zdawało się takie naturalne...


C.D.N

środa, 26 lutego 2014

Od Michaela - Ostatnie opowiadanie

Było wcześnie rano, kiedy dostałem list od siostry w małej czerwonej kopercie. Otworzyłem ją i przeczytałem.
W liście było żebym wracał do domu, bo nie mogą be zemnie żyć. Trochę mnie to dziwiło, albowiem my nie żyjemy no ale cóż…
Nie mogłem po prostu tak od razu powiedzieć mieszkańcom domu, że odchodzę. Napisałem krótki pożegnalny list, który przykleiłem do drzwi.

Dziękuję za te parę chwil spędzonych z Wami wydajecie się spoko paczką i wiem, że sobie poradzicie więc zostawiam was pod opieką Luxii, zabieram ze sobą Josha, przy okazji potrafi mówić, dziwne, ale dobra wracam do mojego domu. Piszcie jeśli chcecie, nie potrzebny jest adres tylko pokwitowanie krwią i ja go odbiorę lub moje rodzeństwo
.
Żegnajcie



Przyklejając i zakładając gitarę na plecy wyszedłem z domu…

poniedziałek, 24 lutego 2014

Od Tvysy - Moja Historia cz. 3

Noc minęła spokojnie, a Alyss, na wszelkie sposoby starała się, żebym nie wyszła z szopy. Czemu ona nie rozumiała, że chcę pobiegać, że chcę być wolna! Co ja wygaduje, od zawsze, to tego najbardziej się obawiałam, że pewnego dnia okaże się, że jestem jednym z tych stworzeń... ze stworzeń, które przynoszą zniszczenie, tylko dlatego, że są inne. Może nie jestem wampirem, ale jestem pewna, że na wilko krwistych, też polują. Na pewno. W raz z pojawieniem się słońca, moje ciało odzyskało, zwykły ludzki kształt, a moje nogi poniosły mnie do domu.
~*~*~
- Mamo! Jesteś? - zawołam, po wejściu do domu, a potem usłyszałam, kilka trzasków drzwi i zobaczyłam matkę. Była wystraszona, ale widziałam, że na jej twarz, powoli, pojawia się także ulga.
- Jak dobrze, że jesteś! Nawet nie wiesz jak się martwiłam! - przytuliła mnie
- Czemu mi nie powiedziałaś? - spytałam się jej, gdy mnie puściła
- Chciałam, żebyś miała normalne dzieciństwo
- Ale, tak będzie mi trudniej!
- Wcale, że nie moja matka, też była tak wychowana
- A ty?
- Ja nie, bo widziałam, jak ojciec, zabija wampira
-No to wyobraź sobie, że ja przez ciebie, wczoraj też
- Alyss?
- Tak, wiedziałaś?
- Ależ, oczywiście, że tak - uśmiechnęła się do mnie, a potem zaprowadziła do jadalni. Przy stole, pokazała, żebym usiadła, a sama poszła, zrobić herbatę.
- Jak ci minęła noc? - spytała, stawiając, przed mną kubek
- Dobrze-spojrzałam na nią, emanowało od niej coś dziwnego, potężnego. Coś czego wcześniej nie wyczułam...
- Od jutra trzeba będzie zacząć naukę
- Czego?
- Magi - magi! Ale ja przecież, nie jestem czarownica, tylko wilko krwistą... chyba. Musiałam zrobić dziwną minę, bo po chwili usłyszałam:
- Wilko - czarodziejką.Twój ojciec, był wilko krwistym, ja jestem czarodziejką - no to fajnie, nie ma to jak się dowiadywać, że zamiast być dziwadłem, jest się połączoną wersją dwóch, magicznych stworzeń. Muszę to wszystko sobie przemyśleć. Odeszłam od stołu i poszłam do swojego pokoju.

~*~*~

 Poczułam na swojej twarzy coś zimnego, a potem usłyszałam doniosły śmiech. No tak, może przy mnie czarować, to będę miała teraz ciekawe pobudki. Chciała bym się zemścić. Usłyszałam głośnie chlup, od strony drzwi, odwróciłam się w ich stronę i zobaczyłam mokrą, uśmiechającą się matkę.
- Ładnie-powiedziała i rzuciła mi jakiś materiał. Przyjrzałam mu się ,to była peleryna. Miała zielony kolor, wyglądała jak jedna z tych, które nosiłam podczas obozu, parę lat temu, jednak była o wiele ładniejsza. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wziąć prysznic, a potem ubrałam się w luźną bluzkę i jeansy. Narzuciłam na siebie pelerynę, którą dostałam od matki. Weszłam do jadali. Na stole było, kilkanaście potraw.
- Mamo, nie przesadziłaś, to przecież tylko śniadanie? - zazwyczaj, musiałam robić sobie sama kanapki, więc bardzo zdziwił mnie syto zastawiony stół.
- Muszę trochę poćwiczyć, dawno nie czarowałam, a krojenie kilku rzeczy na raz to świetny trening-w moją stronę przelewitował talerz. Złapałam go i położyłam na stole.
- Czuję się jak w Harrym Potterze
- Daj spokój, przyzwyczaisz się-uśmiechnęła się, promiennie – usiądź - posłuchała jej, po chwili dosiadłam się do mnie.
- Dzisiaj zaczynamy lekcje - powiedziała, podając mi dzbanek z kawą

C.D.N