sobota, 5 kwietnia 2014

Od Sitaela - Włamanie

Spojrzałem w lewo. Spojrzałem w prawo. Kurka znowu ci strażnicy! Czy ona nie przesadza? Szybko się schowałem i poczekałem jak znikną z korytarza i dopiero wtedy wyskoczyłem z szyby wentylacyjnej i pobiegłem przed siebie.
Jakby ktoś nie wiedział jestem Sitael. Główny problem w tym domu i "przypadkowo" usłyszałem że Lux chce mnie ukarać, że pomalowałem jej konia. I co w tym złego pytam ja się? Przynajmniej świecił kolorami... Lux nie umie docenić artysty... Z pewnością jej aura jest szara...
Jak każdy kto -tak jak ja- zajmuje się żartami zawodowo. Umie się wspinać, skradać, podkładać urządzenia i je rozwalać. A także szybko wiać i ma nosa to spraw kiedy trzeba wiać.
W końcu dotarłem do pokoju Lux. Kurka, zamknięte. Dziewczyna zdążyła mnie poznać, ale nie ze mną te numery. Jestem dość sprawnym włamywaczem i wystarczyło kilka sekund by drzwi skrzypnęły i się otworzyły.
- No, no, no - gwizdnąłem. - Ale się dziewczyna urządziła...
Pokój był nieskazitelnie czysty, ale coś czuje że to się niedługo zmieni.
Wywaliłem plecak na podłogę i zacząłem w nim grzebać. Z doświadczenia wiem, że strażnicy mogą tu szybko wrócić więc od razu zabrałem się do roboty.
Do łóżka wrzuciłem ślimaki i zakryłem je kołdrą, do kosmetyczki (po co dziewczyną takie rzeczy pytam ja się? Tylko robią z siebie potwory) wsadziłem wyskakującego klauna. Na balkon poszła deska, do łazienki rozsypałem małe kuleczki, na szafie powiesiłem sztuczną tarantule itd... A potem szybko wieje do siebie gdzie odznaczam wykonanie zadania. Teraz czekać na reakcje, na następny ogień idzie Lindsay...

Od Michaela

Marcelina: Michael! List do ciebie
Michael: Hymm… do mnie?
Marcelina: Tak czubie od ciebie złaś z dachu i czytaj!
Zeskoczył z dachu wylądował i skierował się w stronę drzwi
Michael: Od kogo to?
Marcelina: A bo ja wiem, tylko krew.
Michael: Krew?
Marcelina: Tak.
Uśmiechnął się leciutko i wystawił rękę po list. Przyłożył list do ust i zlizuję odrobinę krwi z koperty.
Marcelina : Co ty robisz?
Michael: Ja, a tak sprawdzam od kogo to.
Marcelina: Aha, to rób to gdzie indziej…
Michael: Dobrze idę przeczytać. Z tego co wyczytałem droga siostro wracam z powrotem do zaczarowanego domu. Jednak ktoś tam tęskni za moim wampirzym życiem.
Marcelina: No cóż nie będę cię wiecznie trzymać w domu, powodzenia w podróży.
Marcelina uśmiechnęła się lekko, lecz nie był to szczery uśmiech.
Michael: Idę po gitarę
Wyszedł przed dom, spoglądając na dach
- Jest!
Wybił się i wylądował na dachu
-  Chodź tu! – krzyknęła Marcelina
Wchodzi do domu, gdy Marcelina pakuje jego rzeczy.
Michael: Nie musiałaś ale dzięki.
Marcelina:  No nie ma sprawy, ale wiesz będziemy cię odwiedzać.
Michael: I z tego powodu cieszę się najbardziej, ale nie mówcie ojcu gdzie jestem, nie chcę żeby tam się zjawiał, nie chcę narażać mieszkańców tego domu.
Marcelina: Nie ma sprawy.
Marcelina podała mu plecak. Uściskali się przed podróżą.
Michael: Szkoda, że nie ma tu Marceliego, zresztą nie ma go prawie nigdy.
Marcelina: No co poradzisz, jest pierwszy w kolejce do tronu.
Michael:  Pozdrów go ode mnie. Żegnaj do zobaczenia
Wzbił się w powietrze, wieszając gitarę na ramieniu. Odwrócił się i pomachał siostrze.
*kilka godzin później*

Znajdował się nad lasem prowadzącym do zaczarowanego domu. Na łące widział jakiegoś jednorożca. Podrapał się po głowie poleciał dalej. W jego pełnych, czerwonych oczach ukazał się dom.
Wylądował przed nim delikatnie. Ściągnął gitarę i zabrał ją do ręki. Wszedł po schodach. Przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć. Podszedł do drzwi drapiąc się po włosach.
Michael: Ehh, nie wiem!

*puk puk*

wtorek, 1 kwietnia 2014

Od Luxii - C.D Tvysy

- Mhm. - mruknęłam, maczając gąbkę w letniej wodzie
- Pewnie nie wybaczysz tak szybko prawda?
Pocierałam gąbkę o zad konia, uspokajając go przy tym.
- Ty przeprosiłaś, ukarać mogę tylko tego, kto się boi przeprosić.
- Czyli Sitael. - przerwała mi Tvysy
- Między innymi on. - powiedziałam i starłam ostatnią kroplę farby z Crossa
Odwróciłam się w stronę skrzynki na szczotki i sięgnęłam po grzebień. Przeczesałam jego czarną grzywę parę razy i wyczyściłam przy okazji długi róg na środku głowy konia.
- Możesz już iść, przebaczyłam ci. - zaśmiałam się, dosyć szyderczo
- Wyczyścić Celte?
- Ile wyście koni wymorusali tą mazią?! - uniosłam się
- Celte i Crossa. - wyszeptała
Podałam jej wiadro z kolorową wodą i powiedziałam:
- Idź wymień tą wodę, umyj gąbkę i zajmij się nią. Ja nie mam teraz czasu. Muszę go zacząć zajeżdżać.
Dziewczyna odeszła bez słowa osowiałym krokiem.

*około pół godziny później*

Nałożyłam czaprak na karego rumaka, przysuwając go bliżej kłębu. Przy koniach nie używałam czarów, według mnie przy koniach potrzebna była odpowiednia ręka i sam kontakt ze zwierzęciem.
Kiedy założyłam na niego cięższe siodło zaczął wierzgać tylnymi nogami.
- Holaaa... - powiedziałam melodyjnym głosem, głaszcząc go po łopatce
Po chwili usiłowałam zapiąć popręg, ciągle szeptałam jego imię. Jednorożec uspokoił się, a ja postąpiłam do działania.
Przypięłam wypinacze do wędziła razem z lonżą.
Poszłam z nim na lonżownik, pokazując mu początki pracowania z jego chodami. Naprowadziłam go na ścianę i popędzałam batem. Koń ładnie biegał i brykał, skumał o co chodzi.
Odłożyłam bat i podeszłam do niego odpinając z niego line.
Złapałam strzemię w dłoń i poruszałam nim w różne strony, czekając na reakcje Crossa.
Koń najwidoczniej ufał mi więc prędko wsadziłam stopę w strzemię i wsiadałam wygodnie w siodło. Złapałam za wodze i poruszyłam nimi delikatnie, prowadząc go na ścianę.
Cross w pewnej chwili zaczął wariować. Trzymałam się kurczowo jego grzywy, stanowczo próbując zatrzymując go łydkami.
- Cross! - krzyknęłam zatrzymując ledwie konia.
Skarciłam go za złe zachowanie i prowadziłam go kłusem na padok.
Magią otworzyłam bramkę i wprowadziłam konia.
Zeskoczyłam z niego, otrzepując czarną marynarkę. odpięłam mu popręg, ściągnęłam siodło i ogłowie, i zamknęłam wybieg trzymając wszystko w dłoniach.
Po drodze spotkałam Linsday, która siedziała na schodach przy siodlarni.
- Ej, wyprowadź jak możesz Rose na łąkę, potrzebuje ruchu. A jak chcesz to możesz z nią posiedzieć.
Siostra przytaknęła a ja odłożyłam wszystko i skierowałam się w stronę domu.

*godzinę później*

Siedziałam w salonie popijając zbożową kawę.
- Coś tu cicho. - wyszeptałam odkładając biały w czarne groszki kubek
Na stoliku leżał skrawek papieru, wzięłam go do dłoni i przeczytałam po raz kolejny, zostawiony list przez wampira. Postanowiłam odpisać. Wzięłam pióro do ręki i zamoczyłam je w smolistym atramencie.

  Drogi Michaelu.

Jeżeli znajdzie się u Ciebie moment wolnego czasu, wpadnij do nas, do Zaczarowanego Domu.
Siedzę w ogromnym salonie, całkiem sama. Wszyscy na podwórzu, w stajni lub w swoich pokojach. Ni żywej duszy. 
Czytając moją ulubioną książkę, nie potrafiłam się na niej skupić. Po prostu nie potrafię czytać czegokolwiek gdy jest aż taka cisza. 
Pijąc sobie kawę, zobaczyłam Twój list i po raz kolejny go przeczytałam. Tęsknię za chaosem, który zazwyczaj tu z Tobą panował. 
Więc, jeżeli będziesz miał chwilę, wpadnij do nas i zrób totalny rozpierdol. 
Ups. Przepraszam za słownictwo. 

Zapakowałam list w kopertę.
- Zapomniałabym...
Shurikenem uraziłam się w nadgarstek, z którego od razu polała się krew.
Przypieczętowałam kopertę kroplą czerwonej cieczy o wiatrem posłałam ją na północ.