niedziela, 16 marca 2014

Od Luxii

Delikatnie włożyłam ostrze do kieszeni, aby znowu się przypadkowo nie ugodzić. Wyszłam z pokoju kierując się do drzwi wyjściowych. Jeszcze na chwilkę zerknęłam do kuchni, aby wziąć z niej parę jabłek dla koni.

*kilka minut później*

Stałam już przed wejściem do stajni, z której dobiegały szepty i chichoty. Czyżby Linsday kogoś tu sprowadziła? Otworzyłam szeroko drewnianą bramę i ujrzałam parę znanych mi osób. Sitael, wyraźnie chował coś za plecami. Głośno odchrząknęłam i powiedziałam:
- Co wy tu robicie?
- Ja, znaczy my, zwiedzaliśmy tereny.
- Tak, tak. - przytaknęła Tvysy
Przyjrzałam się im. Osowiałym krokiem szłam w ich stronę. Stanęłam tyłem do boksów, wpatrując się w zarumienione poliki dziewczyny.
- Co się tu działo? - powiedziałam trochę groźniejszym głosem
- No już mówiłem, że zwiedzaliśmy tereny.
Wiem, że kłamią.
- A tak naprawdę? - uniosłam brew
- Tak naprawdę to... - Sitael szturchnął łokciem mówiącą Tvysy
- Mówcie prawdę do cholery! - uniosłam się
Anioł położył na podłodze puszkę farby i pędzle. Natychmiast odwróciłam się w stronę koni.
- Nie mieliście nic innego do roboty? - wyciągnęłam kryształową różdżkę.
Poczułam jak tatuaże na nadgarstkach podświetlają się.
Nie potrafiłam się opanować. Ręką przyciągnęłam do siebie wiadro z farbą, by sprawdzić czy zostało jej choć trochę. Na moje szczęście, było jeszcze dużo wielokolorowej cieczy.
Uniosłam wiadro i niespodziewanie całą zawartość wylałam na Sitaela i Tvysy.
- Wiecie, że do twarzy wam w tym. - zakpiłam
Oboje spojrzeli na siebie i bez słowa wyszli ze stajni. Posprzątałam w niej i zajęłam się Crossem, który był cały wymalowany w różnokolorowe kwiatki.
Zaczepiłam karabinek uwiązu o kantar i wyszłam z boksu kierując się do niedaleko położonego koniowiązu. Usłyszałam ciche szepty, które stawały się coraz głośniejsze.

<Tvysy, dokończysz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz