piątek, 28 lutego 2014

Od Tvysy - C.D Sitaela

- Bogowie, mają ważniejsze sprawy na głowie, niż mszczenie się, na niewiernych, malujących, ich imienników, dla żartu. Zajmę się Crossem - chwyciłam, za różową farbę. Podeszłam do boksu, konia Lux i zaczęłam malować zwierzę w kwiatki. Nie rozumiem dlaczego te konie się nie obudziły, kiedy tu wchodziliśmy, przecież San narobił, dużo hałasu. Poczułam za sobą czyjąś obecność, odwróciła się, w obawie, że to Luxia, jednak na szczęście, zobaczyłam Sitaela.
- I jak podoba ci się Cross, w kwiatki? - uśmiechnęłam się do niego


<Sitael?>

Od Tvysy - "Moja historia" cz.4

- Wyżej głowa! Masz zachowywać się jak księżniczka! – machinalnie robię to co mi każe - A teraz zmień mnie... w kaczkę
- Kaczkę? - wcześniej kazała mi się zmienić w kiwi, więc chyba nie powinnam być zdziwiona.
- Tak, w kaczkę - wyobraziłam sobie, że przed mną stoi kaczka, a matki nie ma. Przelałam w to odrobinę ,czegoś co można porównać do energii. Po chwili usłyszałam wesołe kwakanie.
~Odmień mnie - powiedziała do mnie mentalnie, a ja zrobiłam to co mi kazała.
- Brawo, na dzisiaj koniec-uśmiechnęła się do mnie i ruszyła w stronę domu.

<parę dni później>

Powoli coraz łatwiej odzie mi, zmienianie matki i różnych rzeczy, w coś innego. Ostatnio udało mi się nawet zmienić Aidana, naszego psa, w słonia. Co ponoć jest dużym wyczynem. Często pomagałam, też matce w kuchni. Dziwnie było patrzeć jak nóż sam kroi pomidory. Do moich uszu, dotarło pukanie do drzwi, więc poszłam je otworzyć. Gdy przekręciłam zamek, powitało mnie wesołe wycie. Alyss...na śmierć o niej zapomniałam!
- Cześć! Mogę wejść? - spytała, zaraz po tym, jak jej głowa, zaczęła być widoczna, zza drzwi
- Jasne, że tak - gestem pokazałam jej, żeby weszła. Wrzuciła kurtkę do szafy i jak za dawnych czasów, ruszyła w stronę mojego pokoju
- I jak tam twoje, życie zmieniło się od pełni? - spytała, siadając na pufie
- Dobrze... okazało się, że jestem mieszańcem. Pół czarodziejką, pół wilko krwistą
- Widzisz, ty to masz szczęście, nie dość, że wilk, to jeszcze czarownica - uśmiechnęła się do mnie, a potem wstała i podeszła do mojej biblioteczki. Wzięła z niej jakąś książkę. Podała mi ją. Była to dziwna, stara księga, której jeszcze nigdy dotąd nie widziałam
- Skąd się tu wzięła?
- A myślisz, że ja wiem, moja też pojawiła się znikąd - wyciągnęła podobną z torby, którą miała przy sobie
- O czym one są? - przyglądałam się z zaciekawieniem książką. Moja miała zielone kryształki, a Alyss brązowe
- O magicznych istotach. Ponoć dostają je tylko wilko krwiści - wyszczerzyła kły i schowała swoją, a moją odłożyła na miejsce. Na powrót usiadła na pufie
- Jak to jest czarować? - spytała
- Sprawia ci to wilkom satysfakcję. Dzięki magii, czujesz, że żyjesz...nagle zadajesz sobie sprawę, że życie czasami bywa piękne-uśmiechnęłam się do niej. Zastanawia mnie, dlaczego opisywałam to taką
łatwością, dlaczego mówiłam to tak, jakbym recytowała, ulubiony wiersz. Przecież nigdy wcześniej, nie myślałam o tym co czuję podczas używania magii. To zdawało się takie naturalne...


C.D.N

środa, 26 lutego 2014

Od Michaela - Ostatnie opowiadanie

Było wcześnie rano, kiedy dostałem list od siostry w małej czerwonej kopercie. Otworzyłem ją i przeczytałem.
W liście było żebym wracał do domu, bo nie mogą be zemnie żyć. Trochę mnie to dziwiło, albowiem my nie żyjemy no ale cóż…
Nie mogłem po prostu tak od razu powiedzieć mieszkańcom domu, że odchodzę. Napisałem krótki pożegnalny list, który przykleiłem do drzwi.

Dziękuję za te parę chwil spędzonych z Wami wydajecie się spoko paczką i wiem, że sobie poradzicie więc zostawiam was pod opieką Luxii, zabieram ze sobą Josha, przy okazji potrafi mówić, dziwne, ale dobra wracam do mojego domu. Piszcie jeśli chcecie, nie potrzebny jest adres tylko pokwitowanie krwią i ja go odbiorę lub moje rodzeństwo
.
Żegnajcie



Przyklejając i zakładając gitarę na plecy wyszedłem z domu…

poniedziałek, 24 lutego 2014

Od Tvysy - Moja Historia cz. 3

Noc minęła spokojnie, a Alyss, na wszelkie sposoby starała się, żebym nie wyszła z szopy. Czemu ona nie rozumiała, że chcę pobiegać, że chcę być wolna! Co ja wygaduje, od zawsze, to tego najbardziej się obawiałam, że pewnego dnia okaże się, że jestem jednym z tych stworzeń... ze stworzeń, które przynoszą zniszczenie, tylko dlatego, że są inne. Może nie jestem wampirem, ale jestem pewna, że na wilko krwistych, też polują. Na pewno. W raz z pojawieniem się słońca, moje ciało odzyskało, zwykły ludzki kształt, a moje nogi poniosły mnie do domu.
~*~*~
- Mamo! Jesteś? - zawołam, po wejściu do domu, a potem usłyszałam, kilka trzasków drzwi i zobaczyłam matkę. Była wystraszona, ale widziałam, że na jej twarz, powoli, pojawia się także ulga.
- Jak dobrze, że jesteś! Nawet nie wiesz jak się martwiłam! - przytuliła mnie
- Czemu mi nie powiedziałaś? - spytałam się jej, gdy mnie puściła
- Chciałam, żebyś miała normalne dzieciństwo
- Ale, tak będzie mi trudniej!
- Wcale, że nie moja matka, też była tak wychowana
- A ty?
- Ja nie, bo widziałam, jak ojciec, zabija wampira
-No to wyobraź sobie, że ja przez ciebie, wczoraj też
- Alyss?
- Tak, wiedziałaś?
- Ależ, oczywiście, że tak - uśmiechnęła się do mnie, a potem zaprowadziła do jadalni. Przy stole, pokazała, żebym usiadła, a sama poszła, zrobić herbatę.
- Jak ci minęła noc? - spytała, stawiając, przed mną kubek
- Dobrze-spojrzałam na nią, emanowało od niej coś dziwnego, potężnego. Coś czego wcześniej nie wyczułam...
- Od jutra trzeba będzie zacząć naukę
- Czego?
- Magi - magi! Ale ja przecież, nie jestem czarownica, tylko wilko krwistą... chyba. Musiałam zrobić dziwną minę, bo po chwili usłyszałam:
- Wilko - czarodziejką.Twój ojciec, był wilko krwistym, ja jestem czarodziejką - no to fajnie, nie ma to jak się dowiadywać, że zamiast być dziwadłem, jest się połączoną wersją dwóch, magicznych stworzeń. Muszę to wszystko sobie przemyśleć. Odeszłam od stołu i poszłam do swojego pokoju.

~*~*~

 Poczułam na swojej twarzy coś zimnego, a potem usłyszałam doniosły śmiech. No tak, może przy mnie czarować, to będę miała teraz ciekawe pobudki. Chciała bym się zemścić. Usłyszałam głośnie chlup, od strony drzwi, odwróciłam się w ich stronę i zobaczyłam mokrą, uśmiechającą się matkę.
- Ładnie-powiedziała i rzuciła mi jakiś materiał. Przyjrzałam mu się ,to była peleryna. Miała zielony kolor, wyglądała jak jedna z tych, które nosiłam podczas obozu, parę lat temu, jednak była o wiele ładniejsza. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wziąć prysznic, a potem ubrałam się w luźną bluzkę i jeansy. Narzuciłam na siebie pelerynę, którą dostałam od matki. Weszłam do jadali. Na stole było, kilkanaście potraw.
- Mamo, nie przesadziłaś, to przecież tylko śniadanie? - zazwyczaj, musiałam robić sobie sama kanapki, więc bardzo zdziwił mnie syto zastawiony stół.
- Muszę trochę poćwiczyć, dawno nie czarowałam, a krojenie kilku rzeczy na raz to świetny trening-w moją stronę przelewitował talerz. Złapałam go i położyłam na stole.
- Czuję się jak w Harrym Potterze
- Daj spokój, przyzwyczaisz się-uśmiechnęła się, promiennie – usiądź - posłuchała jej, po chwili dosiadłam się do mnie.
- Dzisiaj zaczynamy lekcje - powiedziała, podając mi dzbanek z kawą

C.D.N

Od Sitaela - C.D Tvysy

Spojrzałem na nią za barku spokojnie śpiącej Celty.
- Możesz stać na czatach albo pójść do jakiegoś zwierzaka i pomalować go dowolnym kolorem w dowolnej ilości w dowolniej liczbie barw. Możesz zużyć nawet wszystkie, mi to nie przeszkadzał byleby nikt nas nie złapał.
- Nawet Heliosa? - zażartowała.
Uniosłem jedną brew co robię kiedy jestem zirytowany, zaskoczony lub wściekły bo nie wiem dlaczego ale nagle mi się przypomniał mój kumpel Jeff.
- Możesz spróbować  - powiedziałem  - ale nie zapominaj że mój smok został nazwany na cześć greckiego boga słońca i raczej się nie ucieszy gdy go czymś obsmarujesz  - zaśmiałem się cicho.


<Tvysa?>

Od Tvysy - Moja Historia cz. 2

- Alyss, zwariowałaś! Wiesz przecież, że nie wolno zabijać! - nie mogłam pojąć dlaczego moja przyjaciółka mierzyła w stronę człowieka.
- Cicho, nie zrozumiesz - mruknęła, a potem strzała z drewnianym grotem poleciała w stronę, czarnowłosego chłopaka. Wbiła się prosto w serce. Wtedy właśnie po raz pierwszy widziałam czyjąś śmierć. Odwróciłam się w stronę morderczyni, widziałam w jej oczach blask, satysfakcji... zeszła z drzewa, a potem ruszyła w stronę martwego człowieka i jakby nie było jej mało wbiła w jego szyję nóż. Ruszyłam w jej stronę, właściwie nie wiem czemu...przecież powinnam się bać, uciekać od niej. Zabiła niewinnego człowieka! Jednak czułam, że nie zrobiła tego tylko po to, aby zabić, miała w tym jakiś cel, coś ważnego...spojrzałam na broń, którą właśnie wycierała o ciuch trupa, ona była drewniana. Ciekawe czemu!? Podeszłam bliżej, aby przyjrzeć się jej ofierze, był przystojny i miał czarne, puste oczy. Przeniosłam wzrok na jego usta, zza jego warg wystawały ogromne kły. To musiał być wampir, ale one nie istnieją!
- Alyss... czy to, to o czym myślę?
- Jeżeli myślisz tak jak zawsze, to tak - wiem o co jej chodziło, o myślenie nie realne...przyjrzałam się znów chłopakowi i patrzyłam tak nie niego, próbując pojąć, czy moja koleżanka, na pewno nie zwariowała.
- Ale, jak to!?
-Normalnie, myślisz, że co tylko ludzie i zwierzęta na tym świecie żyją! Nie! Istnieją jeszcze stworzenia, bardziej doskonałe. Takie, które polują na tych, którzy myślą, że są na szczycie łańcucha pokarmowego. Na was, ludzi - dlaczego powiedział was, przecież ona też jest człowiekiem... choćby tak mi się zdaje.
- Was?
- Tak, jestem wilko krwistym, jedynym, który odważył się, stać Łowcą Wampirów - jej oczy płynęły nadzwyczajnym blaskiem, zrobiły się złote. Odwróciła głowę w stronę nieba, nie musiałam robić tego co ona, żeby wiedzieć o co jej chodzi...trzy dni temu były moje urodziny, więc dzisiaj jest pełnia...

~*~*~

 Głowa pękała mi z bólu, czułam, że puchnie mi twarz. Oczy potwornie mnie szczypały, a zęby zachowywały się jakby chciały wyskoczyć mi ze szczęki. Spojrzałam na swoje ręce, zmieniły się w łapy... stałam się wilkiem!
- No to fajnie... mamy przekichane, obok rój wampirów, jednego zabiłam, a tu się okazuje, że będę musiała niańczyć szczeniaka!  powiedziała Alyss, po czym zmieniła się w wilka.
- Ale ja nie wiem jak to się stało! Nie wiem czemu! - zamiast słów, z mojego pyska wydobyło się, ciche warknięcie
-Matka ci nie powiedziała i tyle! Jesteś wilko krwista, przyjmij to na twarz. Chodź, trzeba znaleźć jakieś miejsce do przenocowania - czułam się zdezorientowana, jednak nie wiedzieć czemu, gdy zaczęłyśmy biec, zdezorientowanie zmieniło się w fascynację, radość, coś nadzwyczaj przyjemnego...

C.D.N

sobota, 22 lutego 2014

Od Tvysy - C.D Sitaela

- Na nikogo nie wpadnę, to tobie radzę uważać. Zgoda, jak chcesz mogę ci, nawet trochę pomóc - nagle z robieniem żartów, skojarzyła mi mama, ona zawsze była taka wesoła. O dziwo, tym razem, udało mi się powstrzymać grymas bólu, który za każdym razem, gdy tylko choćby usłyszałam, imię matki, pomazywał się na mojej twarzy. Chyba dobrze zrobi mi chwila zabawy, chwila nie myślenia o magicznych istotach. Szkoda tylko, że Sitael ma skrzydła... Spojrzałam w stronę anioła, już był parę metrów, przed mną, więc zaczęła za nim iść. Dogoniła go dopiero przy wyjściu. Z domu wyszliśmy już idąc, ramię w ramię, skierowaliśmy się w stronę stajni. Od razu po przekroczeniu progu, usłyszałam rżenie Sanariona. Spojrzałam na niego i już po chwili zamilknął. Zobaczyłam, że Sitael podchodzi do Celty.
- To jak mogę pomóc? - spytałam


<Sitael?>

Od Sitaela - C.D Tvysy

- Nie skończysz  - zapewniłem ją -  Ja nie lubię powtarzać żartów. Raczej lubię być nieprzewidywalny.
- Aha, czyli czego mam się spodziewać? Tarantuli?
 Prychnąłem.
- Żarty jakieś? Tarantula to dla Michaela. Dla ciebie wyszykuje coś innego.
 Spojrzałem na tubkę z farbą którą trzymałem w ręku.
- Ok - odwróciłem się do niej - chcesz iść ze mną do stajni patrząc jak maluje na czerwono Celte, fioletowym kolorem ubarwiając Cross, czy patrzeć i czekać aż zrobię ci jakiś kawał - rozłożyłem ramiona - mi tam obojętne, ale jeśli chcesz ze mną iść to musisz uważać żeby na kogoś nie wpadnąć. Jak ktoś mnie przyłapie to może się skończyć źle i to podwójnie jeśli to będzie nasza droga Lux -zaśmiałem się.

<Tvysy?>

Od Tvysy - C.D Sitaela

Właśnie szłam do swojego pokoju, gdy zobaczyłam jakiegoś czarnowłosego, mrocznego anioła, który grzebał coś przy drzwiach, czyjegoś pokoju. Fajnie, że kogokolwiek tu znam... Nawet nie wiem, kiedy tu dotarł, czy jak ma na imię, a z resztą nie ważne. Nie zwracając na niego, większej uwagi, przeszłam koło niego. Poczułam jak coś na mnie wpada i po chwili uświadomiłam sobie że to ten anioł.
-Co tu kombinujesz? - spytałam się go
-Bądź cicho, to zaraz zobaczysz - odpowiedział wymijająco, po czym pokazał mi, abym schowała się we wnęce, zrobił to samo. Spojrzał w stronę drzwi, które po chwili zaczęły się otwierać. Usłyszałam chlupot wody i zobaczyłam, jak z pokoju wychodzi, jakiś mokry chłopak z wiadrem w rękach. Usłyszałam cichy śmiech, koło siebie i po chwili skojarzyłam o co chodzi…
- Czyli mam się bać, że znajdę pająka, w swoim łóżku - spytałam się czarnowłosego, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha
-Tak, a tak w ogóle jestem Sitael.
-Tyvsa, mogła bym wiedzieć jak ustrzec się twoich żartów. Nie chciała bym skończyć jak on


<Sitael,dokończysz?>

piątek, 21 lutego 2014

Od Sitaela

- Gdze to jest? - gadałem sam do siebie grzebiąc w skrzyni - Musi gdzieś tu być.
- Żel do włosów? - nie, rzuciłem za siebie - Miecz? - nie, leci - Sprey? - nie, zmienia się w pegaza.
- No gdzie to jest! -zamknąłem ze złością skrzynie i rozejrzałem się po pokoju.
- Ale bajzel - mrugnąłem i sięgnąłem pod łóżko - Zaraz!? - z wrażenia walnąłem o drewnianą ramę - Mam to!
Mój smok Helios słysząc mój krzyk wystawił głowę przez okno.
- Spokojnie - pokazałem mu moją zdobycz - Już mam to co chciałem.
Głowa Heliosa znikła.
- Juhu! -podrzuciłem zdobycz - zaczynamy imprezkę!
Obejrzałem się na korytarz. Uff... Na szczęście nikogo nie było... Ostrożnie podszedłem do pokoju Anika. Zobaczywszy, że drzwi są uchylone położyłem wiadro na nich i delikatnie się cofnąłem.
Ledwo co zrobiłem kilka kroków gdy na kogoś wpadłem.


<Dokończy ktoś?>

Pisać w komentarzach, kto przejmuje to opowiadanie :* ~Luxia

czwartek, 20 lutego 2014

Od Luxii - C.D Anika

Siedziałam sobie spokojnie w salonie czytając jedną z moich ulubionych książek i do tego popijając zbożową kawą.
(...) Gdy dochodzi popołudnie, wiem, że koniec jest bliski. Nogi mi się trzęsą, serce wali stanowczo zbyt szybko. Bezustannie zapominam, co jest moim celem. Potykam się często, ale za każdym razem udaje mi się odzyskać równowagę.
Czytając ten fragment usłyszałam rozszalałe dźwięki głośnych kroków, ciężkich kroków. Nie potrafiłam się skoncentrować. Odłożyłam książkę i wyszłam przed drzwi. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam lecącego w moją stronę smoka.
- Szybko... Proszę, jest ranna. - Wydyszała smoczyca
- Ale kto? – Dopytywałam
- E-E-Eller.
- Prowadź! - Krzyknęłam i ruszyłam za nią
Pomimo, że nie widziałam kto jest ranny, ani co to było mi to teraz wszystko jedno. Biegłam co tchu za pędzącym smokiem.
Zauważyłam ranną... dziewczynkę? Przyklęknęłam, pytając co się stało. Chłopak odsunął ją do mnie tyłem, rana nie była wielka, lecz głęboka. Krew lała się po jej nie długich plecach. Roztargałam jej bluzkę dalej przypatrując się ranie. Jedyne o co się bałam to rdzeń kręgowy, który mógł zostać uszkodzony. Wyciągnęłam z prawej kieszeni moją różdżkę, przyłożyłam ją do jej rany i zaczęłam kreślić kształty pewnej runy uzdrowienia.



''Obrazek'' podświetlił się delikatnie na niebiesko z połyskiem granatu. Rana pod spodem zaczęła bardzo powoli zanikać. Wątpię, żeby rana zdążyła zagoić się w kilka dni...
Chłopak odwrócił dziewczynę plecami do siebie. Ona zatrzepotała rzęsami i spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczyma.

<Eller lub Anik?>

Od Linsday - C.D Michaela

Ta noc była ciężka... Nieprzespana i smutna. Ptak roztrzaskał się na szybie i nie udało się nam go uratować. Musiałam też posprzątać brudne sprawki kota, bo na śmierć zapomniałam o zorganizowaniu mu kuwety czy legowiska... Postanowiłam iść jutro nad jezioro po piasek i wykraść z kuchni jakieś duże naczynie.
Rano w domu zjawili się nowi. Uśmiechnęłam się widząc nowe twarze, a potem uśmiechom nie było końca bo w domu zjawił się nowy zwierzak. Pies wskoczył do salonu jakby był u siebie, teraz już z resztą był, bo znalazł sobie wierne grono miłośników. Zmartwiłam się nieco czy dogadają się z kotem, ale biorąc pod uwagę ich młody wiek nie powinno być z tym problemów. Ahh tak kot... Nadałam mu imię Imbir. Pies jeszcze imienia nie posiada, ale czuje że już nie długo. Pobawiłam się jeszcze ze zwierzakiem za ten czas inni się rozeszli. Postanowiłam że pójdę w końcu po ten piasek. Zabrałam dwa worki na śmieci i łopatę. Szłam przez las i łąkę, i znowu przez las aż stanęłam na brzegu jeziora.
- Jaka jestem głupia!
Śmiejąc się z siebie zrozumiałam, że piasek nie pomoże mojemu kotu. Postanowiłam, że jak na człowieka przystało wstąpię do miasta i kupie koci żwirek. Ruszyłam brzegiem aż ujrzałam szałas. Podeszłam do niego i zobaczyłam że to mała żaglownia. Obok leżała żaglówka. Chciałabym popływać na łodzi... Obejrzałam żagle są w bardzo dobrym stanie, łódka z resztą też trzeba by ją tylko wyklarować... i oczywiście ściągnąć na wodę a sama nie dam rady. Wrócę tu z kimś i popłynę! Postanowione. Oby tylko Luxia się nie dowiedziała, bo nigdy nie pozwoliłaby mi popłynąć ,,w takiej łodzi na nieznanym jeziorze". Wróciłam do domu po pieniądze i zajrzałam jeszcze do salonu jak tam nowy lokator.

 <Michael?>

Od Anika - C.D Carolyn

- A więc Carolyn... - powiedziałem, zanim zniknęła na piętrze.
- Tia..? - zerknęła na mnie przez ramię.
- Oczywiście nie chcę marnować twojego cennego czasu... - upiłem trochę pomarańczowego soku. - Ale nie obraziłbym się, gdybyś pokazała mi, gdzie tu jest biblioteka.
Założyła ręce na piersi i przyjrzała mi się krytycznie.
- Ehh... Problemy nowych - rzuciła, patrząc na sufit. - Trzecie piętro, na lewo, po czwartych drzwiach w prawo, na półpiętro, praktycznie całe lewe skrzydło.
Spojrzałem na nią oczami, dla których określenie "jak spodki filiżanek" nie byłoby wystarczające. Westchnęła zirytowana.
- Zaprowadzić? - rzuciła tonem tak wymownym, iż jasne było, że nie ma na to najmniejszej ochoty. Postanowiłem jednak targnąć się na swoje życie i skinąłem głową.
- Więc chodźmy. Soczku?

<Caro?>

Od Anika - C.D "Moja Historia"

- Szlag! - syknąłem, łapiąc osuwającą się na ziemie siostrę. Ostatni pisk padł z krtanią przegryzioną przez mojego smoka, Tao. Promienie słońca pięknie grały na jego lodowych skrzydłach, ale miałem teraz ważniejsze sprawy, niż ich obserwowanie (czytaj: wykrwawiająca się siostra).
- Gdzie dostała? - zapytał smok.
Otarłem krew ze sztyletu o materiał spodni, delikatnie przekręcając siostrę. Przekląłem szkaradnie.
- Między łopatki - wycedziłem, rozcierając palcami skronie. - Módlmy się, żeby strzała nie naruszyła rdzenia kręgowego, bo będzie sparaliżowana. Gdzie Yoko? - zapytałem o drugiego smoka, który miał poszukać pomocy. W odpowiedzi Tao skinął głową gdzieś w bok.
Gładząc pobłyskującą na błękitny kolor skórę Eller spojrzałem w tamtym kierunku. Smoczyca nurkowała ku nam spiralą.
- Znalazłam dom... rezydencję. - oznajmiła, zanim jeszcze jej szpony dotknęły podłoża. - Zaraz tu będą.

<Jakiś medyk może? XD>

Przejmuję to :D ~Luxia

środa, 19 lutego 2014

Od Michaela - C.D Luxii

Siedziałem w salonie spoglądając na rozmowę Carolyn z tym nowym Anikiem, czy jakoś tak, nie zdążyłem go jeszcze poznać. Wtem usłyszałem:
- Rozmawiałeś już z Michaelem?
- A co do tego ma jakiś Michael?
Ehh robię jej tylko plecy i złą opinię w domu. Postanowiłem się pokazać.
-  Carolyn nie zrozum mnie źle, ale nie ufam wampirom, nawet rodzinie.
Spojrzał na mnie Anik
- Witam nowego w gronie domostwa. A co do ciebie Carolyn nie miej mi tego za złe.
W stronę nowego rzuciłem duże czerwone jabłko i wyszedłem. Wydawało mi się, że chcą mi coś powiedzieć no, ale już wyszedłem. Zszedłem do piwnicy gdzie jeszcze nigdy nie byłem, znalazłem tam fortepian i parę zwykłych gitar akustycznych i jakiś akordeon, zaciekawił mnie ten fortepian. Wciągnąłem go do salonu. Usiadłem na fotelu, oglądałem go przez dłuższy czas. Siedziałem
i siedziałem. Wydawało mi się, że ktoś zszedł z góry i o coś mnie pytał, ale nie mam zielonego pojęcia o co, chyba się zdenerwował, że go ignoruję i odszedł. Wyrwałem się z zamysłu. Postanowiłem wypróbować fortepian, był wybrakowany i zakurzony, gdy nacisnąłem pierwszy klawisz nic, 2 nic, 3
i tak, do 15 nic.
-  Chyba cię naprawię przyjacielu.
I zacząłem go targać na tył domu, ale że było jasno, a nie mogę wyjść na słońce założyłem wielki słomiany kapelusz i ubrałem wielkie, kuchenne rękawice, byłem gotowy, wyciągnąłem go, rozstawiłem altanę i wstawiłem go tam, postanowiłem go rozkręcić na części. No nie jest to takie proste, będę potrzebował jakiś narzędzi.
- Zostań tu, a ja się postaram szybko wrócić. - Wszedłem do domu w każdy gdzieś biegał, ale gdy mnie zobaczyli nagle się zatrzymali.
Lux: Eee? Michael? Gotujesz coś?
Linsday: Hahahaha…
Carolyn: Co on wyprawia?
Michael: Nie życzę sobie głupich żartów na temat mojego ubioru.
Lux: Ale co ty robisz ?
Michael : Nie ważne. Ważne jest to czy są tu jakieś narzędzia. Jeśli możecie to pomóżcie mi szukać.
Lux: Okej…
*Skrobanie w drzwi*

Michael: Hęę? Co to? Szukajcie dalej…
Pobiegłem w stronę drzwi. Otworzyłem.
- Hymm Halo?
Nagle skomlenie z dołu.
- Hę? O cześć!
Przyklęknąłem do przybysza. Kim jest przybysz? Jest nim owczarek niemiecki.
-  Co tu robisz przyjacielu?
Gdy wyciągnąłem  rękę by go pogłaskać rzucił się na mnie i zaczął lizać po twarzy.
- Przestań no już dobrze przestań hehehe.
Lux: Michael? Kto to?
Michael: Mamy nowego gościa w naszym gronie.
Lux:  Hę, nowego?
Michael: Tak, spójrz jaki słodziak.
Lux: Pies…
Michael : Chyba mnie bardzo lubi.
Pies siedzi obok mnie spoglądając na to co mówię
Michael: Wiesz co on tu zostaje, myślę, że się z nim dogadam… Przyniosę mu coś do jedzenia i picia

<Linsday? Dokończysz?>

Od Sitaela - "Moja Historia"

Spojrzałem w lewo. Spojrzałem w prawo. Spojrzałem w górę. Spojrzałem w dół. Nikogo nie było więc skoczyłem w dół.
Nazywam się Sitael Spas i jestem czarnym aniołem. Pewnie myślisz, że jak jestem czarny to jestem zły? Twój tok rozumowania mnie bawi. Nie jestem zły, tylko humorzasty. Łatwo mnie obrazić. Urodziłem się w Niebiańskim Niebie. Śmieszna nazwa, wiem. Wychowywałem się z innymi aniołami robiąc im głupie dowcipy. Musze powiedzieć, że jestem mistrzem w strzelaniu. Nikt mnie w tym nie pobije.
Mając lat 25, czyli będąc już pełnoletni wyruszyłem w podróż w poszukiwaniu miejsca dla siebie. Tyle miejsc zwiedziłem, tyle historii słyszałem...Wiedziałeś/aś że św. Piotr za burtę wypadł? I że Atena była niezłą podrywaczką? Ale te historie zatrzymam sobie na późniejszy etap...
Więc po jakiś paru latach odwiedziłem swojego starego druha, który opowiedział mi o jakimś domu.
- Domu?  - pomyślałem - Zaczarowanym jeszcze? Wampiry pewnie tam są...
Ale tam poszedłem. I muszę przyznać ze nawet jest fajnie. Ktoś tu skończy z kolorowymi włosami...

wtorek, 18 lutego 2014

Od Carolyn

Klęłam pod nosem pędząc przez las w stronę domu - wiedziałem, że znajdę się tam za kilka sekund jeśli wystarczająco się rozpęczę, ale nawet taka chwilka w promieniach wschodzącego słońca była bolesna. Źle wyliczyłam pozostający mi czas i teraz miałam nauczkę. Poza tym nie znałam dokładnie terenów, więc polowanie poszło mi opornie - teraz przynajmniej wiedziałam gdzie znajduje się główny wodopój zwierząt. Fukając otworzyłam drzwi do domu i wpadłam do środka. Zrzuciłam ze stóp stare trampki i kopnęłam je w róg przedpokoju. Weszłam do salonu, ocierając resztki krwi z ust. Wyraźnie słyszałam czyjś oddech, więc spojrzałam w stronę kuchni - bo stamtąd rozlegał się dźwięk - i ujrzałam jakiegoś czarnowłosego chłopaka. Nie widziałam go tu wcześniej, pewnie dołączył do tego barwnego towarzystwa gdy spałam. Czarnowłosy odwrócił się od lodówki - której zawartość właśnie sprawdzał - i zaczął mi się przyglądać. Zignorowałam go i ruszyłam w stronę schodów, gdy usłyszałam przyjemny dla ucha głos:
- Kim jesteś?
- Zależy - odpowiedziałam - Rozmawiałeś już może z Michaelem?
Chłopak pokręcił przecząco głową.
- W takim razie jestem Carolyn - odpowiedziałam i znów odwróciłam się w stronę schodów.
- A co ma do tego jakiś Michael? - zapytał lekko znużonym głosem.
- A to, że właściwie nie musiałabym nic odpowiadać, bo on wprost uwielbia ostrzegać innych przede mną - powiedziałam, znów na niego patrząc - I w sumie nie mam w tej kwestii nic do powiedzenia, bo jestem tą złą, która-wyssie-twoją-krew-bez-żadnych-skrupułów-zanim-zmówisz-zdrowaśkę. A czy w to uwierzysz pozostawiam tobie - uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam na pięcie, aby dał mi w końcu spokój. Niestety nie było mi to dane.

<Anik?>

Od Luxii - C.D Michaela

Wpadłam na pewien pomysł. Spojrzałam na zegar, wskazywał godzinę trzecią czterdzieści siedem. Szybko wygramoliłam się z łóżka potykając się o własne nogi. Wyszłam przed drzwi, zaciskając bardziej wełniany pasek w talii. Rozejrzałam się, dookoła panowała istna ciemność. Chwyciłam za różdżkę i oświeciłam moją przyszłą drogę. Krok po kroku byłam coraz bliżej.
Weszłam po drewnianych schodach w górę. Podeszłam do jedynych tam drzwi. To był jeden zakamarek domu, w dodatku najwyższy, który prowadził tylko do jednego pomieszczenia. Szybko otworzyłam drzwi, tworząc przy tym nie mały podmuch wiatru. Usłyszałam głośne gruchnięcie o podłogę.
- Co za sierota... - Walnęłam dłonią w czoło
- Co cię tu sprowadza? Czyżby wampirzyca zjadła twoją siostrę?
- Bardzo śmieszne. Nie gadaj tylko siadaj.
Przeszłam przez cały strych, wybierając sobie najwygodniejsze miejsce.
- No to gadaj. - Odezwał się do mnie otrzepując koszulę
- Wpadłam na taki pomysł, abyśmy...
- Czekaj, czekaj. Czy ty powiedziałam abyśMY? - Zaakcentował ostatnią sylabę
- Czy ty naprawdę chcesz abym cię skrzywdziła chłopcze? - Podniosłam swój ton
Michael nie zareagował.
- Chodziło mi o to, abym stworzyła wpis do Gazety Świętych o tej rezydencji. W końcu, jest nas nie wiele, a dom jest ogromny.
- I czemu przychodzisz z tym do mnie? - Zaśmiał się kpiąco
- Głupcze, nie pogrywaj z moimi nerwami. Jest godzina... - spojrzałam na zegarek - Punktualnie czwarta nad ranem. Tylko ty nie śpisz w nocy i Carolyn. A uprzedzając cię nie poszłam z tym do wampirzycy, ponieważ nie chciało mi się jej szukać.
- Aha? A po ci ja jestem w tym potrzebny?
Ponownie walnęłam dłonią w czoło.
- Ponieważ ja nie czytam tych wszystkich gazet. A z tego co mi na początku powiedziałeś czytasz tą gazetę. A ja nie mam głowy do tego... Nie wiem ile trzeba tego tekstu, nie wiem jak zacząć. Więc... Ekhem... - przełknęłam głośno ślinę
- Chcesz abym po prostu napisał to za ciebie leniu.
Już chciałam go skrzywdzić... Ale zapomniałam broni z pokoju.
- Nie, że jestem leniem, po prostu proszę cię abyś...
Wtem usłyszeliśmy głośne krzyki z dołu. Spojrzałam na Michaela, który wiedział o co chodzi.
- Linsday. - Powiedziałam - Linsday!!! - Krzyknęłam wiedząc co może się dziać
Pobiegliśmy w dół potykając się co kilka kroków.
- Wiedziałem. - Powiedział w biegu
Zbiegliśmy na parter cali zdyszani.
- Linsday! - Krzyknęłam z ostatnich resztek sił idąc w stronę kuchni
- Luxia? Emm... No...
- Lin! - Podbiegłam do siostry przytulając ją, niemal jej nie dusząc
Odwróciłam się w stronę Michaela. Patrzył się na nas dziwnie.
- Może... Dlaczego krzyczałaś? - Powiedział
- Coś poważnie uderzyło w szybę w holu, zobacz. Całe roztrzaskane.

<Michael?>

Od Eller - "Moja Historia" cz. 1

A więc tak - piętnaście lat. Tyle miałam, gdy wraz z bratem opuściliśmy Akeigo, który nas wychowywał i uczył. Według niektórych nadal na tyle wyglądam, ale trochę czasu już minęło.
Właściwie Aki wychowywał nas, odkąd pamiętam, ale Anik mówił, że znalazł nas jako dzieci, małych pulchnych i świecących w ciemności obdartusów. Nasz stary mnich mieszkał w solidnym, acz drewnianym domu na wschód od nikąd, rzadko kogokolwiek widywaliśmy. "To dobrze" mawiał Aki "sami wykształtujecie swoje przekonania i charakter". Był osobą bardzo mądrą i doświadczoną życiowo, najlepszy autorytet, jaki mogła sobie znaleźć dwójka małych kosmitów. Pomyślałam sobie kiedyś, że też chciałabym być kiedyś taka jak on. Jaka? Tego nie potrafiłam określić w słowach.
Lata mijały. W tym też czasie udało się Akeimu udowodnić nam, że nie jesteśmy kosmitami- tylko zmiennokształtnymi. Szkolił nas, uczył wszystkiego, udowadniał swoją mądrość i naszą nieskończoną głupotę, ale mimo wszystko nie dało się go nie kochać. niestety, ta miłość była jednostronna. Zawsze traktował mnie i brata jak uczniów, nikogo więcej. Do tamtego dnia.
Dnia pożaru. Tak, tak, przyznaję bez bicia, to wszystko była moja wina, jak zwykle zresztą. Zawsze nosiło mnie, że ja nie mogę, głowę zostawiłabym w sklepie, gdyby to było możliwe.
Dom podpaliły smoki, Aki zginał, ratując mnie. Tak ,tak. to te same smoki, które są teraz nieodłącznymi towarzyszami moimi i Anika.
- ELLER UWAŻAJ!
Tia... to, co przed chwilą przeczytaliście, to tak zwane "życie przemknęło przed oczami", bo chwilę później osunęłam się w ciemność.

C.D.N.

Od Tyvsy - "Moja historia" cz. 1

- Nie umieraj! Nie możesz mnie zostawić, nie samej! - w moich rękach leży umierająca matka. 
Boję się... tego, że bez niej nie dam sobie rady, przez te wszystkie lata to ona zajmowała się każdą rzeczą, którą rozsądny człowiek uznał by za ważną, a moim jedynym zadaniem było patrzenie w telewizor i chodzenie do szkoły. Jeszcze tydzień temu zdawało mi się, że stworzenia nadnaturalne, to tylko i wyłącznie wymysł pisarek... teraz wiem, że jest inaczej.

<tydzień i kilka dni wcześniej>

- Wyżej! Chyba nie chcesz zabić trawnika!? - słyszę krzyk Clary, za plecami. Jak co tydzień już od paru ładnych lat, piątek po południu oznacza dla mnie, lekcje łucznictwa, fechtunku i wielu innych średniowiecznych rzeczy. Tak, chodzę na kółko dla fanatyków fantasy. Takie mojej jedyne hobby, czytanie. Wymierzam lekko wyżej niż wcześniej i trafiam w środek... Z resztą jak zawsze. Nie wiem po co ona krzyczy, nie da pomyśleć.
- Dobrze, na dzisiaj koniec - uśmiechnęła się do mnie i ruszyła w stronę domku stojącego nieopodal. Przerzuciłam sobie łuk przez ramie i powolnym krokiem ruszyłam w stronę domu. Nie wiem czemu, ale cały dzień czuję się jakoś dziwnie, rozpiera mnie energia i chciała bym coś... pogryźć. Czuję wibracje w kieszeni, wyciągam z niej telefon, nastawiona na widok zdjęcia matki, a to ze zdziwieniem stwierdzam, że to nie ona dzwoni, tylko Alyss. Odbieram i słyszę:
- Trzy dni do pełni! A tak na serio wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
- Dobrze wiedzieć wilkołaku i dzięki.
- Przyzwyczaj się, jak zajęcia?
- Dobrze, wiesz muszę kończyć, oddzwonię potem, pa.
- Cześć, tylko nie zapomnij - rozłączam się, tym samym otwierając drzwi swojego domu, czyli małej, kanciastej chatynki, pomalowanej na zielono. Wchodzę i jak to zazwyczaj na powitanie słyszę głośne szczekanie Aidana, mojego psa. Patrzę w dół i widzę, że leży gotowy na głaskanie, a ja nie wiadomo dlaczego, zamiast tak jak zwykle, spełnić jego życzenie, warczę na niego. Co mnie ugryzło!? Zachowuję się jak Alyss, to ona jest pd warczenia, nie ja! Może po prostu spędzam z nią zbyt dużo czasu... Tak to rozsądne wytłumaczenie…

C.D.N

poniedziałek, 17 lutego 2014

Od Michaela - C.D Luxii

- Cześć. Tak to ja. Chciałem porozmawiać o te nowej. Hymm… Sądzę ze możemy mieć przez nią problemy
- Czemu jesteś tak źle na nią nastawiony.
- Ona nie jest 100%wampirem tak jak ja czy moje rodzeństwo, jest zwykłym wypadkiem jednego z głupców
- Aha
- Słyszałaś może o słynnym Draculi?
- Chyba coś słyszałem, podobno król wampirów, którego zabił jakiś człowiek.
- Heh król wampirów to dobre, może był w radzie, ale nie był królem. Królem jest mój ojciec, ale pierwsze powiem co wiem. Dracula był wielkim kochasiem. Zakochał się w śmiertelniczce i ta gdy dowiedziała się, że nie będzie mogła z nim zostać na wieczność  postanowiła się rzucić ze skały. Ten postanowił ją ratować i skoczył za nią, gdy spadał z nią ugryzł ją, co było zakazane, zmienił ją w wampira lecz nie była 100% wampirem. 100% wampir taki jak ja czy też moje rodzeństwo może powstrzymać głód. Ona nie mogła. Po nocy przemiany zabiła całe miasteczko ludzi powodując więcej zarażenia mieszkańców z miasta do miasta. Zabijali ludzi, gdy się o tym dowiedzieliśmy postanowiliśmy główną przyczynę tego incydentu podczas naszego przybycia do zamku Draculi. Dracula zaatakował naszego ojca raniąc go, został oskarżony o zdradę i został zgładzony. Jego ukochana chciała pomścić śmierć ukochanego i zebrała armię mieszańców i zakatowała podziemia. Przegrali walkę i wiele z nich uciekło tułając się teraz po świecie zarażając inne osoby. Sadzę, że będziemy musieli się jej pozbyć albo chronić ludzi w mieście. I to nie z tego powodu, że ich lubię czy coś, ale nie mam zamiaru pozwolić na to by te istoty były zabijane przez jakiegoś żałosnego przypadka. Także uważaj na siostrę, w czasie głodu nie pohamuję się i zakatuję wszystko w czym będzie pulsowała krew.
- Hymm… Mojej siostry nawet nie tknie,  a po za tym nie bądź taki surowy wobec nowych gości. A tak po za tym nie nawiedzę ludzi…
Wyszedłem ze stajni. Skierowałem się do domu. Było jasno
- Aaaa uuuu aaa, ale piecze.
Znalazłem się w domu. W salonie siedziała ona, blada i zdziwiona moim spojrzeniem.
- Czego? - spytała
- Niczego po prostu trzymaj się z dala ze swoimi kłami od mieszkańców tych terenów.
Wyszedłem po schodach na strych. Byłem już bardzo zmęczony, więc postanowiłem iść spać. Gdy zasnąłem usłyszałem jak ktoś wbiega po schodach w stronę strychu…

Od Linsday

Podeszłam do okna i je otworzyłam. Wtem do pokoju wpadła mała włochata kulka. Przebiegła przez pokój i wdrapała się na półkę. Postanowiłam że zajmę się tym jutro.
------------------
Następnego dnia
------------------
Ledwo otworzyłam oczy zobaczyłam że obok leży kociak. Ten sam który wczoraj wpadł do mojego pokoju. Pogłaskałam kotka po głowie. Otworzył oczy. Wyślizgnął mi się spod dłoni i wskoczył na kolana. Potem stwierdziłam że czas się trochę ogarnąć a kot jest pewnie głodny, jednak gdyby moja siostra dowiedziała się o kocie.... nie wiem co by wtedy było ale puki co jej nie powiem. Położyłam kota i podeszłam do szafy wybrałam czatną tunikę z czerwonymi i różowymi różami oraz czerwone krótkie spodenki. Wyszłam do łazienki. Potem poszłam do kuchni i usmarzyłam sobie naleśniki z dżemem. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam mięso. Kot tym się musiał zadowolić. Nalałam wody do miski i poszłam na górę. Kot leżał na półce, gdy zobaczył jedzenie od razu zwinnie zeskoczył na ziemię i podpiegł do posiłku. Będzie go trzeba wychować ale na szczęście to kocię więc to zwiększa szansę na jego dobre i grzeczne zachowanie. Znamy się dopiero parę minut ale wiem że da mi się we znaki. Wyszłam na balkon gdzie zobaczyłam moją siostrę zawołam
-Luxia
Ona jednym ruchem sprowadziła mnie do siebie. Rozejrzałam się i ujrzałam siwego jednorożca. Zaklepałam go. Razem z siostrą zajęłyśmy się nimi i umiejscowiłyśmy w stajnii. Potem poszłam zobaczyć czy kot nie narobił szkód.
Jeśli nie liczyć rozbitej szklanki i lekko zadrapanej nogi stołu nic się nie wydarzyło posprzątałam i zeszłam na dół. Usiadłam w salonie i włączyłam telewizor.

niedziela, 16 lutego 2014

Od Luxii - C.D Carolyn

Zaśmiałam się kpiąco.
- Wejdź. - Powiedziałam
- Obejdzie się bez tego...
Phi... Jednym ruchem wciągnęłam ją do środka i usadowiłam na fotelu.
- Po co tu przyszłaś? - Zaczęłam rozmowę nieco spokojniej, chowając shurikena
- Obserwowałam już tą rezydencję od pewnego czasu. Przytulnie tu. - Obejrzała się po całym pokoju
Śledziłam jej wzrok, chodząc dookoła po pokoju. Obmyślałam to co mi powiedziała - czyli niewiele.
- Widząc po twojej bladej twarzy jesteś wampirem, czyż nie?
Podrapała się po głowię przytakując.
- Od ilu dnia nas, znaczy... ten dom obserwujesz?
- Od pewnego czasu. Nie działo się tu nic ciekawego. Ostatnio widziałam jak wychodziła stąd pewna kobieta...
- Jaka? - Zapytałam z ciekawością na twarzy
- Starsza. Koło czterdziestki pewnie miała. Wychodziła z walizką. Nawet nie zamknęła drzwi, tylko po prostu odeszła.
- Mhm... - Mruknęłam
- Mogę tu zamieszkać? - Wyrwała mnie z krótkich przemyśleń wampirzyca
- Poczekaj, poczekaj. Jak się nazywasz, może?
- Carolyn. - Powiedziała z uśmiechem. - Carolyn Traver.
- No dobra, idź sobie znaleźć jakiś pokój... Jest ich tu pewnie z miliard... Na pewno sobie coś wybierzesz. Potem cię jeszcze zawołam i innych mieszkańców o podpis i wypełnienie pewnego formularza.

Zeszłam na dół, gdzie czekało na mnie jedzenie. Michael je zrobił? Pewnie dodał tam jakąś trutkę na szczury. Niechętnie wzięłam porcję i usiadłam przy stole.
- Smacznego. - Rzuciłam patrząc na minę wampira. - A i jeszcze po obiedzie, pójdziecie za mną do gabinetu, w którym podpiszecie coś.
Wszyscy się zgodzili jedząc w pośpiechu.
Wstałam od stołu. Zjedzone danie nie było aż takie złe, lecz mogło być bardziej doprawione.

*po kilku minutach, w gabinecie*

- Dobra, podpiszcie tu i wypełnijcie te formularze. Ciebie też się to dotyczy. - Powiedziałam głośniej do wampira wiszącego nade mną
Podniosłam się strącając Michaela z sufitu. Podeszłam do okna i zauważyłam na łące 3 konie. Konie? Dwa siwe i jeden kary.
Otworzyłam balkon i przeteleportowałam się do nich. One spokojnie jadły soczystą trawę. Klęknęłam, a dwa pierwsze stworzenia podeszły do mnie.
- Luxia! - Krzyknęła z balkonu Linsday
Jednym gestem przeniosłam ją do mnie. Gdyby nie ta magia, co ja bym teraz robiła na tym świecie. Siostra przylepka - zaklepała sobie siwego jednorożca.
Zaprowadziłyśmy ich do pobliskiej stajni. Nakarmiłyśmy je i napoiliśmy. Nie wyglądały na zaniedbane, wręcz przeciwnie.
Weszłam do boksu karego, bodajże ogiera, myśląc na głos nad jego nowym imieniem.
- Kronos? Emm. Vital? Joe? Jeff?
- EKHEM. - Usłyszałam głośny 'kaszel' z tyłu
Obróciłam się i ujrzałam Michaela. Co on tu robił?

<Michael?>

Od Carolyn - C.D Luxii

Z nudów snułam się po tym ogromnym domu. Oglądałam pokoje i korytarze - na ścianach było trochę ładnych obrazów typowych dla sztuki nowoczesnej. Białe drzwi, czarne drzwi, białe drzwi... szare? Ich kolor nieco rozproszył monotonię, więc postanowiłam sprawdzić co to za pokój. Pociągnęłam za klamkę - ktoś się zakluczył. Już chciałam odejść, ale przed tym zapukałam.
- Cholera! - usłyszałam przez ścianę.
Drzwi nagle stanęły otworem uderzając mnie falą powietrza.
- Czego tu? I kim jesteś? - usłyszałam głos jakiejś wkurzonej dziewczyny z szopą na głowie - chyba spała. Przynajmniej nie wyglądała jakby urwała się z jakiegoś anime. Jej nadgarstki promieniowały jakimś dziwnym, niebieskim światłem. Wyglądało jak małe, niebieskie, hipsterskie gwiazdki skupione przy sobie.
- Niepotrzebnie się unosisz - stwierdziłam - A jestem tu, bo wpuściła mnie do domu taka różowa.
- Miałam raczej na myśli mój pokój - warknęła.
- Stoję - powiedziałam, obserwując broń w jej ręce.


<Luxia? Wykorzystałam gwiazdki, jestem szczęśliwa ^.^>

Od Linsday

Moja siostra zrobiła nam kolację. Zjadłam zastanawiając się kim jest chłopak znajdujący się w domu. Gdy skończyłam włożyłam talerz do zmywarki i poszłam na górę. Już postanowiłam, że zamieszkam w tym pokoju, który widziałam pierwszy. Zabrałam swoje rzeczy i zaniosłam do pokoju. Byłam bardzo zmęczona podróżą więc szybko wyciągnęłam piżamę .


 Zabierając jeszcze kosmetyczkę podążyłam do łazienki. Oniemiałam. Ogromna, okrągła wanna z hydromasażem, pełno przeróżnych buteleczek z płynami do kąpieli szamponami itd. Po prostu cudo.
Wyjęłam z szafki czysty ręcznik i puściłam wodę do wanny... Ostatnimi czasy kąpałam się tylko w jeziorach i rzekach więc pozwoliłam sobie na pełną wannę wody z płynem kokosowym i pianą. Zamknęłam drzwi na klucz i rozebrałam się, weszłam do wanny. Cieplutka woda i ten zapach, siedziałam tak dobre pół godziny... Potem umyłam włosy i zawinęłam w ręcznik. Wyszłam z wody, otarłam się i ubrałam piżamę. Wyciągnęłam korek z wanny i woda zaczęła wypływać. Mocno wytarłam włosy w ręcznik i rozczesałam je. Wyjęłam z kosmetyczki suszarkę i wysuszyłam je. potem wyszłam z łazienki i wróciłam do pokoju. Zgasiłam światło i chwilę leżałam dopuki nie usłyszałam pukania do drzwi zeszłam i otworzyłam je ujrzałam wampira. 
Dziewczyna weszła do środka a ja tylko lekko się uśmiechnęłam. Poradzi sobie. 
Wampirzyca poleciała na górę a inny wampir z którym jadłam kolację ostrzegł mnie przed nią. No cóż kieruję się życzeniem byłej właścicielki.
- linsday! usłyszałam krzyki z góry. szybkim krokiem tam zawędrowałam i wytłumaczyłam mojej mocno poirytowanej już siostrze całą sytuację. 
Powiedziałam o kartce. 
Lux była wściekła nie dziwie jej się jednak. Postanowiłam wrócić do siebie. 
Ledwo położyłam się do łóżka usłyszałam szuranie po szybie od balkonu.

Od Michaela

Zauważyłem ze Lux zasnęła. Ehh dziwna dziewczyna. Wtem poczułem zrośnięcie mojej kości, lekkie uszczypnięcie. Wyszedłem z pokoju. Zauważyłem moją gitarę opartą o ścianę.
- O, zapomniałem o tobie piękna.
Chwyciwszy gitarę wyszedłem z domu i wszedłem na dach. Wbiwszy gitarę w dach usiadłem na dachu i spoglądałem w gwiazdy, a one odbijały się w moich oczach.
 Zszedłem z dachu i wszedłem do domu, a dokładnie do kuchni. Spojrzałem na wielką, srebrną lodówkę, była pusta. Postanowiłem pójść do sklepu no, ale muszę znaleźć sobie jakieś nowe ubranie. Wszedłem do wielkiego pokoju, była tam wielka garderoba gdzie od razu zauważyłem czerwoną koszulę. Uśmiech na mej twarzy przypominał uśmiech pedofila, który upatrzył sobie ofiarę. Ubrałem na siebie koszulę i wyszedłem z domu. Wyruszyłem przed basen gdzie wzniosłem się w powietrze, kierowałem się do miasta. Wylądowałem na dachu większego budynku i zeskoczyłem na równe nogi poprawiając koszulę. Wstąpiłem do wielkiego Supermarketu, gdzie ludzie dziwnie na mnie patrzyli.
Nabrałem wszystkiego czego tylko ciałem. Jeździłem wózkiem po całym sklepie czułem się jak małe dziecko udające, że jedzie samochodem. Podjechałem pod ladę. Przy niej siedziała jakaś kobieta, która zrobiła dziwną minę,  gdy mnie zobaczyła gdyby zobaczyła diabła. To wszystko powiedziała, jak by chciała, a nie mogła. Tak 143 dolary i 13 centów. Podałem pieniądze i wyszedłem z 4 torbami pełnymi po brzegi. Wróciłem do domu. Otworzyłem drzwi, wszedłem do środka i wpakowałem wszystkie rzeczy do lodówki. Wziąłem jabłko wbiłem kły i cały kolor znikną z jabłka. Wyrzuciłem je do kosza i poszedłem na strych, tam podobało mi się najbardziej, a że słońce już wychodziło więc położyłem się spać.
Rano słyszałem tylko jak ktoś zbiega po schodach. Zszedłem ze strychu i zauważyłem Lux przygotowała jakieś śniadanie. Poczułem coś czego dawno nie czułem i nagle usłyszałem stukanie do drzwi i wtem pierwszy raz ujrzałem młodą dziewczynę o długich różowych włosach. Czekałem w salonie, oczy me zaczerwieniły się po tym co zobaczyłem w drzwiach salonu. Spoglądała na mnie, jak by chciała mnie zjeść wyszedłem z salonu mówiąc do różowo włosej dziewczyny:
- Uważaj na nią…

sobota, 15 lutego 2014

Od Carolyn - "Moja Historia"

Minęły już trzy lata, ale jak to miało się do wieczności? Nijak. Dokładnie 1096 dni temu zabiła mnie osoba, której nawet nie znałam. Pamiętam to doskonale, chociaż minęło już ponad 26304 godzin od tego wydarzenia - bo jak można zapomnieć własną śmierć?
Ciemna uliczka, byłam wtedy na narkomańskim głodzie. Zdesperowana, młoda dziewczyna (a raczej jej wrak) sama w ciemnej uliczce. Doskonały cel dla głodnego wampira - szczególnie jeżeli ta ćpunka nie wierzy w istnienie jakiś dziwnych stworzeń z kłami. Nawet nie zauważyłam jak się zbliżył - moja oczy były niegdyś słabe, ludzkie. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, nim wsunął kły w moją tętnicę. Nie bolało, to było przyjemne - przypominające narkotyk. Czułam jedynie krew spływającą po skórze i tępe dudnienie w głowie oraz słabnący puls.
Nie wiem jak wyglądała moja przemiana - pewnie standardowo. Chociaż samo ugryzienie przez wampira jest przyjemne, to wyrastanie kłów i zmiany ciała już niekoniecznie. Pamiętam tylko ból rozdzierający wszystkie cząsteczki mojego ciała.
Agonia.
Ciemność.
Pragnienie krwi.
Niedługo po przemianie zabiłam pierwszą osobę, nawet jej nie pamiętam. Gdy o tym rozmyślam myślę tylko o pełnym żołądku i tej uldze.
Chociaż nie mogę zobaczyć się w lustrze, wiem, że wyglądam inaczej niż przed przemianą w wampira. Nie jestem już wrakiem ćpunki, jestem normalną dziewczyną. Z kłami. I chęcią mordu.
Czemu teraz o tym wszystkim rozmyślam? Bo lubię się nad sobą użalać? Nie, to chyba nie to. Gdyby nie mój wampiryzm pewnie leżałabym teraz w trumnie, głęboko pod ziemią, a robaki jadłyby moje truchło. Narkomani nie żyją długo, szczególnie ci od heroiny. Właściwie ćpuni byli moją rodziną - od innych się oddaliłam. Rzuciłam studia rysunku i przeniosłam się na ulicę. Teraz chcę zmienić miejsce zamieszkania - obserwuję ogromną rezydencję, od której emanuje magiczna energia. Na dole widać zapalone światła - mieszkańcy nie śpią. Obeszłam już cały teren, są tu stajnie, wielki ogród i malownicza przyroda. Wprost bajecznie, jeśli to kogoś obchodzi - mnie - niekoniecznie. Niedawno zaszło to palące słońce i teraz idę w stronę głównego wejścia, niosąc wyświechtaną torbę z milionem różnych naszywek - mieści się w niej cały mój skromny nabytek. Pukam lekko do drzwi, gdybym użyła całej siły najprawdopodobniej nie było by w co uderzać. Szybko otworzyła mi młoda dziewczyna, z długimi, różowymi włosami i błękitnymi oczami. Czy wszystko i wszyscy są tu cukierkowo idealni? Jeśli tak, to długo tu nie zabawię.


<Linsday, dokończysz?>

Od Luxii

Nie zrobiło to na mnie dużego wrażenia. Jestem czarodziejką, robię takie rzeczy niemal codziennie.
- Luxia, jestem głodna! - Usłyszałam głos mojej siostry
Niechętnie wstałam, poprawiając włosy. Powędrowałam osowiale do kuchni, gdzie otworzyłam lodówkę. O dziwo, była pełna. Wzięłam potrzebne mi produkty i zabrałam się do roboty.
Po kilku minutach, jedzenie było gotowe. Zamykając lodówkę, przede mną stanął wampir. Jak mu było? Ahh, tak!
- Michael czego chcesz?
- Mam nadzieję, że dla mnie porcję też zrobiłaś.
Spojrzałam na nim morderczym wzrokiem, a tatuaże na nadgarstkach delikatnie się podświetliły.
- Ej! Spokojnie, żartowałem.
Odwróciłam się z napięciem, dalej czując na sobie jego wzrok. Różdżka zawibrowała, chyba ma zamiar zrobić to samo co ja. Dałam jej, a przede wszystkim mu jeszcze czasu, niech wie z kim ma do czynienia.

*po "kolacji"*

Noc już panowała na niebie. Była pełnia, a promienie księżyca natrafiały akurat na mój pokój, przez które był bardzo oświetlony i nie mogłam spać.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- No kto znowu!? - Podniosłam ręce ku górze. - Wejść!
W ciemności odnalazłam posturę chudego człowieka. Kiedy podszedł bliżej, zorientowałam się, że jest to ten wampir.
- Zapomniałam, że ty nie śpisz w nocy. - Fuknęłam
Chłopak przysiadł się obok mnie, ale ja natychmiast wstałam, aby nie mieć z nim żadnego kontaktu. Nie lubiłam innych stworzeń, prócz czarodziejów i koni, do których mam wielką sentymentalność. Rodzice codziennie jeździli na dwóch karych klaczach o imionach Merry i Dusty. Opiekowałam się tymi klaczami, dopóki nie odeszły na ich długą wyczekiwaną emeryturę. Po śmierci rodziców wypuściłam konie na wolność. Nie chciałam mieć wspomnień, nie chcę o tym mówić, jest to dla mnie bardzo trudny temat.
- Ziemia do Luxii! - Machnął mi przed twarzą Michael
Złapałam jego dłoń, łamiąc mu kości.
- Nigdy więcej tak nie rób. - Na nowo spojrzałam na niego surowym wzrokiem
Wampir złapał się za rękę siadając na fotelu.
- Pada deszcz. - Wypowiedział
- Nie, naprawdę? No popatrz... - Zasłoniłam firany, a w pokoju był istny mrok.
Jednym gestem pojawiły się na mojej ręce miliony kryształowych drobinek, tworzących nieformalną kulę, która oświetlała cały pokój.
- A więc tym jesteś.
Zlekceważyłam jego słowa i położyłam się na łóżku, dalej bawiąc się drobinkami. Falowały w powietrzu, a ja tworzyłam z nich rozmaite kształty, w które wpatrywał się ciekawski wampir.
Z braku siły zasnęłam, nie patrząc czy on wyszedł z pokoju.

*rano*

Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Cholera! - Krzyknęłam i wyciągnęłam jeden z moich kilkunastu Shurikenów. Ruchem dłoni otworzyłam drzwi i wymierzyłam w postać metalowym narzędziem.
- Czego tu? I kim jesteś? - Moje nadgarstki ponownie zabłysnęły.

<Carolyn? Dokończysz?>

Od Michaela

Chłopiec odchylił głowę. Zaświeciły jego czerwone oczy, spojrzał na Lux i wszedł wyżej. W prawej ręce trzymał czerwoną gitarę, przypominająca topór. Błyszczała czerwienią. Wszedł jeszcze wyżej, idąc przed siebie potarł ramieniem o ramię Lux. Przekroczył próg drzwi, wzniósł się w powietrze. Wtem Lux: 
- Dokąd to? - I Naprężyła cięciwę łuku tak mocno, że strzała sama wystrzeliła Poczułem skurcz w brzuchu i chwyciłem się za prawa stronę brzucha, gdzie toczyła się fala zimnej niczym lód krwi. Postać padła na podłogę, zalał się krwią. Lux w pewnej chwili pomyślała tak trzeba. Przekroczyła ciało chłopca i kierowała się po siostrę, gdy nagle usłyszała cichy śmiech: 
- Heheh. Odważna jesteś? Czy też głupia? Strzelać do wampira, jeszcze w pełni. Jeśli cię przestraszyłem to przepraszam, ale zamierzam tu mieszkać. Podniósł się z podłogi, wyciągnął strzałę i rzucił ją pod nogi Lux. Postanowił lewitować dalej. Lux podążała za chłopcem. - Jak ci na imię, czego tu szukasz? - spytała z ciekawością na twarzy - Na imię mi Michael. Michael Lee. Zamierzam tu mieszkać. Przeczytałem o tym domu w gazecie Świętych.  Jest to podobno dom dla istot magicznych, nikt tu nie może wkroczyć z istot śmiertelnych, więc jest to miejsce doskonałe dla mnie. Widzę, że jesteś tu też. Ty kim jesteś, bo raczej nie człowiekiem skoro tu jesteś. 
- Nie twoja sprawa 
Kierowaliśmy się wzdłuż korytarza. Otworzyły się drzwi z balkonu. Oparłem gitarę o ścianę i skierowałem się w stronę balkonu, wyszedłem, chwyciłem się kamieniej poręczy, czułem się jak w zamku. Spojrzałem w księżyc, deszcz padał mi w twarz, która błyszczała od blasku księżyca, ściągnąłem kaptur i wróciłem do środka. W salonie na kanapie leżała Luxia. Wleciałem nad nią i powiedziałem: - Wiesz co? - Uderzyła mnie ręka w twarz i spytała: 
- Co? 
- Musisz odkupić mi bluzę. 
- Dlaczego?
 - Zrobiłaś mi dziurę tą strzałą w nowej bluzie, a że jeszcze zaplamiłem ją krwią to jak tak się nie da w niej chodzić. Zagnoiłem z siebie bluzę jak i koszulkę Miałem małą ranę po strzale. - Hymm... Ej ty patrz umiesz tak? Polizałem palce i przyłożyłem do rany. Zabrałem rękę z rany, a ona zniknęła. Słyszałem jak gdyby ktoś schodził po schodach.

Od Linsday

Wędrówka była męcząca więc kiedy zauważyłam dom od razu powiedziałam o tym siostrze. Ruszyłyśmy w jego stronę od razu wiedziałam że jest opuszczony ale siostra mnie nie słuchała. Kiedy weszłam do środka od razu wskoczyłam na schody i skierowałam się na górę. Długi korytarz i chyba 100 pokoi przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie.na samym końcu wyjście na balkon było otwarte a obok na ścianie wisiał obraz, spod niego wystawała karteczka:

Mój Drogi 
21.06.1014

Pewnie tego nie przeczytasz bo nie wrócisz... Do tej pory nie wróciłeś a wyjechałeś 10 lat temu...Jednak muszę ci powiedzieć że nie mogę tu dłużej zostać. Świat mnie wzywa a ja pragnę go zobaczyć nie chcę tu dalej siedzieć w samotności i dbać o nasz piękny lecz wiecznie pusty dobytek. Zostawiam go w nadziei że ktoś go znajdzie i wykorzysta, da gościnę wszystkim którzy tu przybędą....

Bądź zdrów twoja Amy

Przeczytałam i schowałam kartkę do kieszeni. Wyszłam na balkon i jeszcze raz przyjrzałam się listowi. Wczorajsza data....Dom opuszczony muszę ją pokazać siostrze. Wracając jeszcze zahaczyłam o jeden z pokoi tak z czystej ciekawości

Pokoje jak i reszta domu były śliczne obejrzałam jeszcze parę innych i zeszłam na dół.
Szczerze mówiąc wcześniej nie zwróciłam uwagi na to jaki jest ładny i bogato urządzony.
Potem zaczęłam szukać siostry. Znalazłam ja razem z jakimś chłopcem..

piątek, 14 lutego 2014

Od Luxii - Wprowadzenie

Razem z moją siostrą po śmierci rodziców, wędrowaliśmy bez celu po tym szarym świecie. Życie ludzi jest takie, hmm? Nudne. Tak, to dobre określenie. Nie lubię ludzi i nie polubię, to fałszywe istoty pozbawione rozumu, które nie potrafią walczyć, ani się obronić. Phi.. Na co to komu? Najlepiej wybić całą tą szarżę i razem z innymi stworzeniami chodzić po świecie, nie martwiąc się o to czy jakiś człowiek cię przypadkiem nie zauważy. Może mi to nie przeszkadza, ale taka wróżka już może sobie nie poradzić.
Zmęczona upadłam na ziemię, gdzie ściągnęłam bluzę, wpatrując się w południowe słońce. Nie raziło mnie w oczy, pomimo, że patrzyłam się na nie cały czas.
- Luxia? - Zapytała siostra
- Co? - Odpowiedziałam złośliwie, siadając z wyprostowanymi nogami
- Tam jest jakiś dom, nie wygląda na opuszczony...
Warknęłam przez zęby, wstając i udając się przed siebie, gdzie wskazała siostra.
W dolinie wysokich gór był ogromny budynek z basenem. Zza moich pleców wyciągnęłam łuk i naprężyłam na nim strzałę, karząc siostrze iść za mną niemal bezszelestnie.
Kopnęłam w drzwi, a one dobrowolnie się otworzyły. Weszłam do środka, coraz bardziej naprężając linę.
- Lux, nie wydaje mi się, że...
- Cii! - Upomniałam ją po cichu
Kierując się chyba w stronę dużego pokoju dalej nic nie słyszałam. Widocznie nikogo nie było tutaj w domu. Ale czekaj. Skąd tu taki dom, na takim zadupiu? No skąd ja się pytam?
W domu było zimniej niż na dworze. Pomimo, że temperatura powietrza sięgała powyżej 25 stopni celcjusza.
Wparowałam niczym smok do salonu i rozłożyłam się na całej długości kanapy.
- Mmm... - Mruknęłam
Siostra widocznie gdzieś poszła, ponieważ jej też tu nie widziałam.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Kogo tu do cholery niesie!?
A może jacyś ludzie przyszli do tych co tu mieszkają?
Podeszłam do drzwi i szybko wyjmując kryształową różdżkę z kieszeni otworzyłam. Przede mną ukazał się jakiś młody chłopiec z kapturem na głowie.
- Czego tu? - Odezwałam się pierwsza
- Fajna dom. - Powiedział przeżuwając gumę w ustach
Wydawał się podejrzany.
- Czego tu chcesz?

<Michael, dokończysz?>