- A więc Carolyn... - powiedziałem, zanim zniknęła na
piętrze.
- Tia..? - zerknęła na mnie przez ramię.
- Oczywiście nie chcę marnować twojego cennego czasu... - upiłem trochę pomarańczowego soku. - Ale nie obraziłbym się, gdybyś pokazała mi, gdzie tu jest biblioteka.
Założyła ręce na piersi i przyjrzała mi się krytycznie.
- Ehh... Problemy nowych - rzuciła, patrząc na sufit. - Trzecie piętro, na lewo, po czwartych drzwiach w prawo, na półpiętro, praktycznie całe lewe skrzydło.
Spojrzałem na nią oczami, dla których określenie "jak spodki filiżanek" nie byłoby wystarczające. Westchnęła zirytowana.
- Zaprowadzić? - rzuciła tonem tak wymownym, iż jasne było, że nie ma na to najmniejszej ochoty. Postanowiłem jednak targnąć się na swoje życie i skinąłem głową.
- Więc chodźmy. Soczku?
- Tia..? - zerknęła na mnie przez ramię.
- Oczywiście nie chcę marnować twojego cennego czasu... - upiłem trochę pomarańczowego soku. - Ale nie obraziłbym się, gdybyś pokazała mi, gdzie tu jest biblioteka.
Założyła ręce na piersi i przyjrzała mi się krytycznie.
- Ehh... Problemy nowych - rzuciła, patrząc na sufit. - Trzecie piętro, na lewo, po czwartych drzwiach w prawo, na półpiętro, praktycznie całe lewe skrzydło.
Spojrzałem na nią oczami, dla których określenie "jak spodki filiżanek" nie byłoby wystarczające. Westchnęła zirytowana.
- Zaprowadzić? - rzuciła tonem tak wymownym, iż jasne było, że nie ma na to najmniejszej ochoty. Postanowiłem jednak targnąć się na swoje życie i skinąłem głową.
- Więc chodźmy. Soczku?
<Caro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz