- Na nikogo nie wpadnę, to tobie radzę uważać. Zgoda, jak
chcesz mogę ci, nawet trochę pomóc - nagle z robieniem żartów, skojarzyła mi
mama, ona zawsze była taka wesoła. O dziwo, tym razem, udało mi się powstrzymać
grymas bólu, który za każdym razem, gdy tylko choćby usłyszałam, imię matki, pomazywał
się na mojej twarzy. Chyba dobrze zrobi mi chwila zabawy, chwila nie myślenia o
magicznych istotach. Szkoda tylko, że Sitael ma skrzydła... Spojrzałam w stronę
anioła, już był parę metrów, przed mną, więc zaczęła za nim iść. Dogoniła go
dopiero przy wyjściu. Z domu wyszliśmy już idąc, ramię w ramię, skierowaliśmy
się w stronę stajni. Od razu po przekroczeniu progu, usłyszałam rżenie
Sanariona. Spojrzałam na niego i już po chwili zamilknął. Zobaczyłam, że Sitael
podchodzi do Celty.
- To jak mogę pomóc? - spytałam
- To jak mogę pomóc? - spytałam
<Sitael?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz