sobota, 5 kwietnia 2014
Od Sitaela - Włamanie
Jakby ktoś nie wiedział jestem Sitael. Główny problem w tym domu i "przypadkowo" usłyszałem że Lux chce mnie ukarać, że pomalowałem jej konia. I co w tym złego pytam ja się? Przynajmniej świecił kolorami... Lux nie umie docenić artysty... Z pewnością jej aura jest szara...
Jak każdy kto -tak jak ja- zajmuje się żartami zawodowo. Umie się wspinać, skradać, podkładać urządzenia i je rozwalać. A także szybko wiać i ma nosa to spraw kiedy trzeba wiać.
W końcu dotarłem do pokoju Lux. Kurka, zamknięte. Dziewczyna zdążyła mnie poznać, ale nie ze mną te numery. Jestem dość sprawnym włamywaczem i wystarczyło kilka sekund by drzwi skrzypnęły i się otworzyły.
- No, no, no - gwizdnąłem. - Ale się dziewczyna urządziła...
Pokój był nieskazitelnie czysty, ale coś czuje że to się niedługo zmieni.
Wywaliłem plecak na podłogę i zacząłem w nim grzebać. Z doświadczenia wiem, że strażnicy mogą tu szybko wrócić więc od razu zabrałem się do roboty.
Do łóżka wrzuciłem ślimaki i zakryłem je kołdrą, do kosmetyczki (po co dziewczyną takie rzeczy pytam ja się? Tylko robią z siebie potwory) wsadziłem wyskakującego klauna. Na balkon poszła deska, do łazienki rozsypałem małe kuleczki, na szafie powiesiłem sztuczną tarantule itd... A potem szybko wieje do siebie gdzie odznaczam wykonanie zadania. Teraz czekać na reakcje, na następny ogień idzie Lindsay...
Od Michaela
Michael: Hymm… do mnie?
Marcelina: Tak czubie od ciebie złaś z dachu i czytaj!
Zeskoczył z dachu wylądował i skierował się w stronę drzwi
Michael: Od kogo to?
Marcelina: A bo ja wiem, tylko krew.
Michael: Krew?
Marcelina: Tak.
Uśmiechnął się leciutko i wystawił rękę po list. Przyłożył list do ust i zlizuję odrobinę krwi z koperty.
Marcelina : Co ty robisz?
Michael: Ja, a tak sprawdzam od kogo to.
Marcelina: Aha, to rób to gdzie indziej…
Michael: Dobrze idę przeczytać. Z tego co wyczytałem droga siostro wracam z powrotem do zaczarowanego domu. Jednak ktoś tam tęskni za moim wampirzym życiem.
Marcelina: No cóż nie będę cię wiecznie trzymać w domu, powodzenia w podróży.
Marcelina uśmiechnęła się lekko, lecz nie był to szczery uśmiech.
Michael: Idę po gitarę
Wyszedł przed dom, spoglądając na dach
- Jest!
Wybił się i wylądował na dachu
- Chodź tu! – krzyknęła Marcelina
Wchodzi do domu, gdy Marcelina pakuje jego rzeczy.
Michael: Nie musiałaś ale dzięki.
Marcelina: No nie ma sprawy, ale wiesz będziemy cię odwiedzać.
Michael: I z tego powodu cieszę się najbardziej, ale nie mówcie ojcu gdzie jestem, nie chcę żeby tam się zjawiał, nie chcę narażać mieszkańców tego domu.
Marcelina: Nie ma sprawy.
Marcelina podała mu plecak. Uściskali się przed podróżą.
Michael: Szkoda, że nie ma tu Marceliego, zresztą nie ma go prawie nigdy.
Marcelina: No co poradzisz, jest pierwszy w kolejce do tronu.
Michael: Pozdrów go ode mnie. Żegnaj do zobaczenia
Wzbił się w powietrze, wieszając gitarę na ramieniu. Odwrócił się i pomachał siostrze.
Wylądował przed nim delikatnie. Ściągnął gitarę i zabrał ją do ręki. Wszedł po schodach. Przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć. Podszedł do drzwi drapiąc się po włosach.
Michael: Ehh, nie wiem!
*puk puk*
wtorek, 1 kwietnia 2014
Od Luxii - C.D Tvysy
- Pewnie nie wybaczysz tak szybko prawda?
Pocierałam gąbkę o zad konia, uspokajając go przy tym.
- Ty przeprosiłaś, ukarać mogę tylko tego, kto się boi przeprosić.
- Czyli Sitael. - przerwała mi Tvysy
- Między innymi on. - powiedziałam i starłam ostatnią kroplę farby z Crossa
Odwróciłam się w stronę skrzynki na szczotki i sięgnęłam po grzebień. Przeczesałam jego czarną grzywę parę razy i wyczyściłam przy okazji długi róg na środku głowy konia.
- Możesz już iść, przebaczyłam ci. - zaśmiałam się, dosyć szyderczo
- Wyczyścić Celte?
- Ile wyście koni wymorusali tą mazią?! - uniosłam się
- Celte i Crossa. - wyszeptała
Podałam jej wiadro z kolorową wodą i powiedziałam:
- Idź wymień tą wodę, umyj gąbkę i zajmij się nią. Ja nie mam teraz czasu. Muszę go zacząć zajeżdżać.
Dziewczyna odeszła bez słowa osowiałym krokiem.
*około pół godziny później*
Nałożyłam czaprak na karego rumaka, przysuwając go bliżej kłębu. Przy koniach nie używałam czarów, według mnie przy koniach potrzebna była odpowiednia ręka i sam kontakt ze zwierzęciem.
Kiedy założyłam na niego cięższe siodło zaczął wierzgać tylnymi nogami.
- Holaaa... - powiedziałam melodyjnym głosem, głaszcząc go po łopatce
Po chwili usiłowałam zapiąć popręg, ciągle szeptałam jego imię. Jednorożec uspokoił się, a ja postąpiłam do działania.
Przypięłam wypinacze do wędziła razem z lonżą.
Poszłam z nim na lonżownik, pokazując mu początki pracowania z jego chodami. Naprowadziłam go na ścianę i popędzałam batem. Koń ładnie biegał i brykał, skumał o co chodzi.
Odłożyłam bat i podeszłam do niego odpinając z niego line.
Złapałam strzemię w dłoń i poruszałam nim w różne strony, czekając na reakcje Crossa.
Koń najwidoczniej ufał mi więc prędko wsadziłam stopę w strzemię i wsiadałam wygodnie w siodło. Złapałam za wodze i poruszyłam nimi delikatnie, prowadząc go na ścianę.
Cross w pewnej chwili zaczął wariować. Trzymałam się kurczowo jego grzywy, stanowczo próbując zatrzymując go łydkami.
- Cross! - krzyknęłam zatrzymując ledwie konia.
Skarciłam go za złe zachowanie i prowadziłam go kłusem na padok.
Magią otworzyłam bramkę i wprowadziłam konia.
Zeskoczyłam z niego, otrzepując czarną marynarkę. odpięłam mu popręg, ściągnęłam siodło i ogłowie, i zamknęłam wybieg trzymając wszystko w dłoniach.
Po drodze spotkałam Linsday, która siedziała na schodach przy siodlarni.
- Ej, wyprowadź jak możesz Rose na łąkę, potrzebuje ruchu. A jak chcesz to możesz z nią posiedzieć.
Siostra przytaknęła a ja odłożyłam wszystko i skierowałam się w stronę domu.
*godzinę później*
Siedziałam w salonie popijając zbożową kawę.
- Coś tu cicho. - wyszeptałam odkładając biały w czarne groszki kubek
Na stoliku leżał skrawek papieru, wzięłam go do dłoni i przeczytałam po raz kolejny, zostawiony list przez wampira. Postanowiłam odpisać. Wzięłam pióro do ręki i zamoczyłam je w smolistym atramencie.
- Zapomniałabym...
Shurikenem uraziłam się w nadgarstek, z którego od razu polała się krew.
Przypieczętowałam kopertę kroplą czerwonej cieczy o wiatrem posłałam ją na północ.
sobota, 29 marca 2014
Od Tvysy - Moja historia cz. 5
-Dzień dobry - przywitała się wilko krwista
-Cześć...chciałam pokazać coś, to znaczy kogoś, Tyvsie, ale równie dobrze, możecie go poznać razem - podniosłyśmy się i ruszyłyśmy za moją matką. O dziwo zaprowadziła nas do wyjścia na ogródek. Na niebie świeciło słońce, ogrzewające moje gołe ramiona, dobrze, że nie nałożyłam kurtki. Spojrzałam na przyjaciółkę, uśmiechała się,w ten swój maniakalny sposób, który mówił, że ma tak zwany, napad wilczej głupawki.
-Nie krępuj się, miłego biegania - wystrzeliła jak proca i już po chwili zmieniła się w wilka. Wzdrygnęłam się...nigdy się nie przyzwyczaję. Jeszcze tydzień temu po prostu wesoło by biegała, a teraz...teraz zachowuje się, już całkowicie jak mój pies i do tego, dużo nie odbiega od niego wyglądem. Gdy zniknęła mi z oczu za garażem, usłyszałam rżenie, podbiegłam w tamtą stronę. Zaraz za winklem moim oczom ukazał się przepiękny, czarny unipeg.
Mistyczny koń, gapił się ze zdziwieniem na Alyss, która go wąchała. Czy moje życie, nie może, chociaż troszeńkę bardziej przypominać, życia no powiedzmy...takiej przeciętnej nastolatki, która nigdy w życiu, nawet nie wyobrażała sobie, że może być spokrewniona z którąś z magicznych istot. Taką, która w nie nawet nie wierzy. Było by świetnie. Ciekawe, kiedy okaże się, że któryś z naszych nauczycieli to, no nie wiem, duch, czarodziej...nie najlepiej wampir, który tak przypadkiem jest przyjacielem, tego którego zabiła Alyss.
Do moich uszu dobiegł łomot, a zza skrzydlatego konia wyłoniły się blade postacie. Spanikowany unipeg podbiegł do mojej matki, a Alyss...bo ona, nigdy, nie może zachować, choć maleńkiego śladu rozsądku...rzuciła się na wampiry (poznałam, że to one po kłach). Nawet nie zdążyła drasnąć pijawki, a już, leżała przewrócona do góry nogami, z rozkrwawioną łapą. Poczułam straszliwą wściekłość, taką jakiej jeszcze nigdy dotąd nie doznałam. Mój wzrok skierował się na ręce, na których rysowały się napięte żyły...zaczęłam się zmieniać.Tak samo jak ostatnim razem, moje ciało przybrało wilczy wygląd...
~*~*~
Nawet nie wiem kiedy znalazłam się na przeciw blondwłosego wampira,a potem mojej kły zatopiły się w jego barku.Odsunęłam się od niego i podbiegłam do kolejnego,tym razem nie udało mi się zrobić bestii,nawet najmniejszej krzywdy.Sama zaś wylądowałam na grzbiecie.Poczułam okropny ból w łapie,odwróciłam się w jej stronę.Moim oczom ukazał się Alyss.Odpychaał od mojej łapy krwiopijcę,próbującego wypić moją krew.Nie wiedzieć czemu,gdy podniosłam się,aby rzucić się na pijawkę,ból zniknął,a na jego miejsce,napłynęła pewność siebie.Dzięki niebywałemu szczęściu,napastnik mnie nie zauważył i już po chwili przygniotłam go do ziemi.Nagle,moje ciało przybrało ludzki kształt...nie mogło to się stać w innym momencie!Na szczęście,przypomniało mi się,że wampiry giną,przebite drewnianym kołkiem.Machinalnie złapałam za pobliski kamień i zmieniłam go w gruby patyk.Wbiłam go w serce wampira.Nagle dotarło do mnie,co zrobiłam...ja zabiłam!Po moich policzkach pociekły łzy,zsunęłam się z martwego ciał,usiadłam zgarbiona i wtuliłam się w swoje ramiona.Poczułam,że ktoś mnie przytula,odwróciłam w jej stronę.Alyss,moja bezwzględna Alyss,miała uczucia,próbowała mnie pocieszyć...o dziwo podziałało i już po chwili stałam wyprostowana i gotowa do walki .Oszukałam wzrokiem matkę.Zobaczyłam,że leży na ziemi,a wokół niej rozlewała się krew.Podbiegłam do niej wystraszona.Oddychała z wyraźnymi trudnościami,a na brzuchu miała ogromną ranę.
-Nie umieraj!Nie możesz,mnie zostawić,nie samej!-Boję się...tego,że bez niej nie dam sobie rady,przez te wszystkie lata,to ona zajmowała się każdą rzeczą,którą rozsądny człowiek uznał by za ważną,a moim jedynym zadaniem było patrzenie w telewizor i chodzenie do szkoły.Jeszcze tydzień temu zdawało mi się,że stworzenia nad naturalne,to tylko i wyłącznie wymysł pisarek...teraz wiem,że jest inaczej.
Wszystko wokół zdaje się cierpieć w raz zemną,otacza mnie cisza.Cisza,dzięki której,wiem co zrobić,dzięki które odnajduję w sobie dość mocy,by zabić wampiry,które nadal panoszą się w moim ogródku.Odwracam się do tyłu,koło mnie stoi Alyss i patrzy na mnie z troską.
-Uciekaj!-krzyknęłam do niej,nawet nie zwracając uwagi,czy mnie posłuchał,zaczęłam w sobie kumulować całą magiczną moc,jaką miałam i po chwili wszystko wokół zalśniło zielonym światłem.Poczułam nagły odpływ siły,a wokół zrobiło się ciemno,zapewne to tak wygląda śmierć...
~*~*~
-Tyvsa,żyjesz!Boże,obudź się!Proszę!-znajomy głos,kazał mi się obudzić,ale ja przecież nie spałam!Ja nie żyłam,choćby tak mi się zdawało...nagle wszechogarniająca mnie ciemność zniknęła i zobaczyłam nad swoją głową Alyss i Sanariona-Ty żyjesz!Jejku...jak ja się bałam!Nic ci nie jest!Dziękuję!-przytuliła mnie do siebie mocno
-Spokojnie,nic mi nie jest.Przyznałaś się,że się bałaś-uśmiechnęłam się,a moja przyjaciółka w odpowiedzi cicho warknęła.Podniosłam się i spojrzałam na ciało matki,a potem na wilko krwistą i unipega,wiedziałam,że mojej życie właśnie stało się inne i nic na to nie poradzę... ciekawe czy zmieniło się na lepsze czy na gorsze...
~*~*~
-Żegnaj-po moim policzku pociekła łza,chwyciłam Sanariona za uzdę,a potem spojrzałam na przyjaciółkę-na pewno nie chcesz iść ze mną?
-Nie,to tu jest moje miejsce,ktoś musi przecież pilnować,tej zapadłe dziury-uśmiechnęła się do mnie,a potem odwróciła się i ruszyła w stronę lasu.Nie miałam jej za złe,że się nie pożegnała,wiedziałam,że to by ją dobiło...za dobrze ją znałam.Wsiadłam na unipega,uważając,aby nie strącić Aidana z zadu skrzydlatego konia,pociągnęłam z wodze i wzbiliśmy się w powietrze.Do moich uszu dotarło wycie,spojrzałam na las i patrzyłam tak na niego,póki nie zniknął mi za horyzontem.
<Dwa lata później>
Zatrzymywałam się w wielu miejscach,zdążyłam poznać wielu takich jak ja,ale dopiero gdy natrafiłam na miejsce,które zostało mi polecone na samym początku mej wyprawy,stwierdziłam,że mogę nazwać coś domem.A najdziwniejsze było to,że miejsce to okazało się najprostszym i najbliższym jakie mogło być.Bo życie nie zawsze musi być skomplikowane...i zdaje mi się,że to właśnie tu w Zaczarowanym Domu,w końcu moje życie się od komplikuje.To tu odnajdę upragniony spokój...
Od Tvysy - C.D Luxii
-Wyluzuj, nic się przecież nie stało - spojrzałam na niego spode łba
-Wiem, ale ona za pewne szybko nam nie wybaczy - już miałam przed oczyma, różne rodzaje tortur, które mogła nam zgotować.
- Mogę z tobą pójść ją przeprosić, ale najpierw wezmę prysznic, a podczas TWOICH przeprosin będę stał na uboczu i szyderczo się uśmiechał - to "twoich" prawie wykrzyczał, a ja nic nie mówiąc wyprzedziłam go i popędziłam do pokoju, gdzie czekał na mnie kochany prysznic i pachnące mydło. Gdy wypłukałam farbę, ze wszystkich zakamarków ciała, wysuszyłam włosy i zaplotłam warkocz, po czym ruszyłam pod drzwi Sitaela. Zapukała i już po chwili drzwi otworzył mi anioł.
- Na włosach masz jeszcze plamkę... - zaczęłam gorączkowo macać swoją głowę -...żartuję-uśmiechnął się łobuzersko
- Bardzo śmieszne, a teraz chodź - pociągnęłam go w stronę wyjścia, po chwili byliśmy już jakieś 10 metrów, przed stajnią.
- Przypominam ci iż, to ty przepraszasz nie ja-jakby mi tego nie dał do zrozumienia!?
- Tak wiem! - przyśpieszyłam lekko i już po chwili znalazłam się w drzwiach stajni. Zobaczyłam Luxie, myła Crossa. Podeszłam do niej.
- Pomóc ci? - bez słów podała mi gąbkę - Sorry,za to - wskazałam na kwiaty, na zadzie konia.
<Luxia,dokończysz?>
niedziela, 16 marca 2014
Od Luxii
*kilka minut później*
Stałam już przed wejściem do stajni, z której dobiegały szepty i chichoty. Czyżby Linsday kogoś tu sprowadziła? Otworzyłam szeroko drewnianą bramę i ujrzałam parę znanych mi osób. Sitael, wyraźnie chował coś za plecami. Głośno odchrząknęłam i powiedziałam:
- Co wy tu robicie?
- Ja, znaczy my, zwiedzaliśmy tereny.
- Tak, tak. - przytaknęła Tvysy
Przyjrzałam się im. Osowiałym krokiem szłam w ich stronę. Stanęłam tyłem do boksów, wpatrując się w zarumienione poliki dziewczyny.
- Co się tu działo? - powiedziałam trochę groźniejszym głosem
- No już mówiłem, że zwiedzaliśmy tereny.
Wiem, że kłamią.
- A tak naprawdę? - uniosłam brew
- Tak naprawdę to... - Sitael szturchnął łokciem mówiącą Tvysy
- Mówcie prawdę do cholery! - uniosłam się
Anioł położył na podłodze puszkę farby i pędzle. Natychmiast odwróciłam się w stronę koni.
- Nie mieliście nic innego do roboty? - wyciągnęłam kryształową różdżkę.
Poczułam jak tatuaże na nadgarstkach podświetlają się.
Nie potrafiłam się opanować. Ręką przyciągnęłam do siebie wiadro z farbą, by sprawdzić czy zostało jej choć trochę. Na moje szczęście, było jeszcze dużo wielokolorowej cieczy.
Uniosłam wiadro i niespodziewanie całą zawartość wylałam na Sitaela i Tvysy.
- Wiecie, że do twarzy wam w tym. - zakpiłam
Oboje spojrzeli na siebie i bez słowa wyszli ze stajni. Posprzątałam w niej i zajęłam się Crossem, który był cały wymalowany w różnokolorowe kwiatki.
Zaczepiłam karabinek uwiązu o kantar i wyszłam z boksu kierując się do niedaleko położonego koniowiązu. Usłyszałam ciche szepty, które stawały się coraz głośniejsze.
<Tvysy, dokończysz?>
piątek, 28 lutego 2014
Od Tvysy - C.D Sitaela
- I jak podoba ci się Cross, w kwiatki? - uśmiechnęłam się do niego
<Sitael?>
Od Tvysy - "Moja historia" cz.4
- Kaczkę? - wcześniej kazała mi się zmienić w kiwi, więc chyba nie powinnam być zdziwiona.
- Tak, w kaczkę - wyobraziłam sobie, że przed mną stoi kaczka, a matki nie ma. Przelałam w to odrobinę ,czegoś co można porównać do energii. Po chwili usłyszałam wesołe kwakanie.
~Odmień mnie - powiedziała do mnie mentalnie, a ja zrobiłam to co mi kazała.
- Brawo, na dzisiaj koniec-uśmiechnęła się do mnie i ruszyła w stronę domu.
<parę dni później>
Powoli coraz łatwiej odzie mi, zmienianie matki i różnych rzeczy, w coś innego. Ostatnio udało mi się nawet zmienić Aidana, naszego psa, w słonia. Co ponoć jest dużym wyczynem. Często pomagałam, też matce w kuchni. Dziwnie było patrzeć jak nóż sam kroi pomidory. Do moich uszu, dotarło pukanie do drzwi, więc poszłam je otworzyć. Gdy przekręciłam zamek, powitało mnie wesołe wycie. Alyss...na śmierć o niej zapomniałam!
- Cześć! Mogę wejść? - spytała, zaraz po tym, jak jej głowa, zaczęła być widoczna, zza drzwi
- Jasne, że tak - gestem pokazałam jej, żeby weszła. Wrzuciła kurtkę do szafy i jak za dawnych czasów, ruszyła w stronę mojego pokoju
- I jak tam twoje, życie zmieniło się od pełni? - spytała, siadając na pufie
- Dobrze... okazało się, że jestem mieszańcem. Pół czarodziejką, pół wilko krwistą
- Widzisz, ty to masz szczęście, nie dość, że wilk, to jeszcze czarownica - uśmiechnęła się do mnie, a potem wstała i podeszła do mojej biblioteczki. Wzięła z niej jakąś książkę. Podała mi ją. Była to dziwna, stara księga, której jeszcze nigdy dotąd nie widziałam
- Skąd się tu wzięła?
- A myślisz, że ja wiem, moja też pojawiła się znikąd - wyciągnęła podobną z torby, którą miała przy sobie
- O czym one są? - przyglądałam się z zaciekawieniem książką. Moja miała zielone kryształki, a Alyss brązowe
- O magicznych istotach. Ponoć dostają je tylko wilko krwiści - wyszczerzyła kły i schowała swoją, a moją odłożyła na miejsce. Na powrót usiadła na pufie
- Jak to jest czarować? - spytała
- Sprawia ci to wilkom satysfakcję. Dzięki magii, czujesz, że żyjesz...nagle zadajesz sobie sprawę, że życie czasami bywa piękne-uśmiechnęłam się do niej. Zastanawia mnie, dlaczego opisywałam to taką
łatwością, dlaczego mówiłam to tak, jakbym recytowała, ulubiony wiersz. Przecież nigdy wcześniej, nie myślałam o tym co czuję podczas używania magii. To zdawało się takie naturalne...
C.D.N
środa, 26 lutego 2014
Od Michaela - Ostatnie opowiadanie
W liście było żebym wracał do domu, bo nie mogą be zemnie żyć. Trochę mnie to dziwiło, albowiem my nie żyjemy no ale cóż…
Nie mogłem po prostu tak od razu powiedzieć mieszkańcom domu, że odchodzę. Napisałem krótki pożegnalny list, który przykleiłem do drzwi.
Dziękuję za te parę chwil spędzonych z Wami wydajecie się spoko paczką i wiem, że sobie poradzicie więc zostawiam was pod opieką Luxii, zabieram ze sobą Josha, przy okazji potrafi mówić, dziwne, ale dobra wracam do mojego domu. Piszcie jeśli chcecie, nie potrzebny jest adres tylko pokwitowanie krwią i ja go odbiorę lub moje rodzeństwo.
Przyklejając i zakładając gitarę na plecy wyszedłem z domu…
poniedziałek, 24 lutego 2014
Od Tvysy - Moja Historia cz. 3
- Jak dobrze, że jesteś! Nawet nie wiesz jak się martwiłam! - przytuliła mnie
- Czemu mi nie powiedziałaś? - spytałam się jej, gdy mnie puściła
- Chciałam, żebyś miała normalne dzieciństwo
- Ale, tak będzie mi trudniej!
- Wcale, że nie moja matka, też była tak wychowana
- A ty?
- Ja nie, bo widziałam, jak ojciec, zabija wampira
-No to wyobraź sobie, że ja przez ciebie, wczoraj też
- Alyss?
- Tak, wiedziałaś?
- Ależ, oczywiście, że tak - uśmiechnęła się do mnie, a potem zaprowadziła do jadalni. Przy stole, pokazała, żebym usiadła, a sama poszła, zrobić herbatę.
- Jak ci minęła noc? - spytała, stawiając, przed mną kubek
- Dobrze-spojrzałam na nią, emanowało od niej coś dziwnego, potężnego. Coś czego wcześniej nie wyczułam...
- Od jutra trzeba będzie zacząć naukę
- Czego?
- Magi - magi! Ale ja przecież, nie jestem czarownica, tylko wilko krwistą... chyba. Musiałam zrobić dziwną minę, bo po chwili usłyszałam:
- Wilko - czarodziejką.Twój ojciec, był wilko krwistym, ja jestem czarodziejką - no to fajnie, nie ma to jak się dowiadywać, że zamiast być dziwadłem, jest się połączoną wersją dwóch, magicznych stworzeń. Muszę to wszystko sobie przemyśleć. Odeszłam od stołu i poszłam do swojego pokoju.
~*~*~
Poczułam na swojej twarzy coś zimnego, a potem usłyszałam doniosły śmiech. No tak, może przy mnie czarować, to będę miała teraz ciekawe pobudki. Chciała bym się zemścić. Usłyszałam głośnie chlup, od strony drzwi, odwróciłam się w ich stronę i zobaczyłam mokrą, uśmiechającą się matkę.
- Ładnie-powiedziała i rzuciła mi jakiś materiał. Przyjrzałam mu się ,to była peleryna. Miała zielony kolor, wyglądała jak jedna z tych, które nosiłam podczas obozu, parę lat temu, jednak była o wiele ładniejsza. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wziąć prysznic, a potem ubrałam się w luźną bluzkę i jeansy. Narzuciłam na siebie pelerynę, którą dostałam od matki. Weszłam do jadali. Na stole było, kilkanaście potraw.
- Mamo, nie przesadziłaś, to przecież tylko śniadanie? - zazwyczaj, musiałam robić sobie sama kanapki, więc bardzo zdziwił mnie syto zastawiony stół.
- Muszę trochę poćwiczyć, dawno nie czarowałam, a krojenie kilku rzeczy na raz to świetny trening-w moją stronę przelewitował talerz. Złapałam go i położyłam na stole.
- Czuję się jak w Harrym Potterze
- Daj spokój, przyzwyczaisz się-uśmiechnęła się, promiennie – usiądź - posłuchała jej, po chwili dosiadłam się do mnie.
- Dzisiaj zaczynamy lekcje - powiedziała, podając mi dzbanek z kawą
Od Sitaela - C.D Tvysy
<Tvysa?>
Od Tvysy - Moja Historia cz. 2
- Cicho, nie zrozumiesz - mruknęła, a potem strzała z drewnianym grotem poleciała w stronę, czarnowłosego chłopaka. Wbiła się prosto w serce. Wtedy właśnie po raz pierwszy widziałam czyjąś śmierć. Odwróciłam się w stronę morderczyni, widziałam w jej oczach blask, satysfakcji... zeszła z drzewa, a potem ruszyła w stronę martwego człowieka i jakby nie było jej mało wbiła w jego szyję nóż. Ruszyłam w jej stronę, właściwie nie wiem czemu...przecież powinnam się bać, uciekać od niej. Zabiła niewinnego człowieka! Jednak czułam, że nie zrobiła tego tylko po to, aby zabić, miała w tym jakiś cel, coś ważnego...spojrzałam na broń, którą właśnie wycierała o ciuch trupa, ona była drewniana. Ciekawe czemu!? Podeszłam bliżej, aby przyjrzeć się jej ofierze, był przystojny i miał czarne, puste oczy. Przeniosłam wzrok na jego usta, zza jego warg wystawały ogromne kły. To musiał być wampir, ale one nie istnieją!
- Alyss... czy to, to o czym myślę?
- Jeżeli myślisz tak jak zawsze, to tak - wiem o co jej chodziło, o myślenie nie realne...przyjrzałam się znów chłopakowi i patrzyłam tak nie niego, próbując pojąć, czy moja koleżanka, na pewno nie zwariowała.
- Ale, jak to!?
-Normalnie, myślisz, że co tylko ludzie i zwierzęta na tym świecie żyją! Nie! Istnieją jeszcze stworzenia, bardziej doskonałe. Takie, które polują na tych, którzy myślą, że są na szczycie łańcucha pokarmowego. Na was, ludzi - dlaczego powiedział was, przecież ona też jest człowiekiem... choćby tak mi się zdaje.
- Was?
- Tak, jestem wilko krwistym, jedynym, który odważył się, stać Łowcą Wampirów - jej oczy płynęły nadzwyczajnym blaskiem, zrobiły się złote. Odwróciła głowę w stronę nieba, nie musiałam robić tego co ona, żeby wiedzieć o co jej chodzi...trzy dni temu były moje urodziny, więc dzisiaj jest pełnia...
~*~*~
Głowa pękała mi z bólu, czułam, że puchnie mi twarz. Oczy potwornie mnie szczypały, a zęby zachowywały się jakby chciały wyskoczyć mi ze szczęki. Spojrzałam na swoje ręce, zmieniły się w łapy... stałam się wilkiem!
- No to fajnie... mamy przekichane, obok rój wampirów, jednego zabiłam, a tu się okazuje, że będę musiała niańczyć szczeniaka! powiedziała Alyss, po czym zmieniła się w wilka.
sobota, 22 lutego 2014
Od Tvysy - C.D Sitaela
- To jak mogę pomóc? - spytałam
<Sitael?>
Od Sitaela - C.D Tvysy
- Aha, czyli czego mam się spodziewać? Tarantuli?
Prychnąłem.
- Żarty jakieś? Tarantula to dla Michaela. Dla ciebie wyszykuje coś innego.
Spojrzałem na tubkę z farbą którą trzymałem w ręku.
- Ok - odwróciłem się do niej - chcesz iść ze mną do stajni patrząc jak maluje na czerwono Celte, fioletowym kolorem ubarwiając Cross, czy patrzeć i czekać aż zrobię ci jakiś kawał - rozłożyłem ramiona - mi tam obojętne, ale jeśli chcesz ze mną iść to musisz uważać żeby na kogoś nie wpadnąć. Jak ktoś mnie przyłapie to może się skończyć źle i to podwójnie jeśli to będzie nasza droga Lux -zaśmiałem się.
<Tvysy?>
Od Tvysy - C.D Sitaela
-Co tu kombinujesz? - spytałam się go
-Bądź cicho, to zaraz zobaczysz - odpowiedział wymijająco, po czym pokazał mi, abym schowała się we wnęce, zrobił to samo. Spojrzał w stronę drzwi, które po chwili zaczęły się otwierać. Usłyszałam chlupot wody i zobaczyłam, jak z pokoju wychodzi, jakiś mokry chłopak z wiadrem w rękach. Usłyszałam cichy śmiech, koło siebie i po chwili skojarzyłam o co chodzi…
- Czyli mam się bać, że znajdę pająka, w swoim łóżku - spytałam się czarnowłosego, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha
-Tak, a tak w ogóle jestem Sitael.
-Tyvsa, mogła bym wiedzieć jak ustrzec się twoich żartów. Nie chciała bym skończyć jak on
<Sitael,dokończysz?>
piątek, 21 lutego 2014
Od Sitaela
- Żel do włosów? - nie, rzuciłem za siebie - Miecz? - nie, leci - Sprey? - nie, zmienia się w pegaza.
- No gdzie to jest! -zamknąłem ze złością skrzynie i rozejrzałem się po pokoju.
- Spokojnie - pokazałem mu moją zdobycz - Już mam to co chciałem.
Głowa Heliosa znikła.
- Juhu! -podrzuciłem zdobycz - zaczynamy imprezkę!
Obejrzałem się na korytarz. Uff... Na szczęście nikogo nie było... Ostrożnie podszedłem do pokoju Anika. Zobaczywszy, że drzwi są uchylone położyłem wiadro na nich i delikatnie się cofnąłem.
Ledwo co zrobiłem kilka kroków gdy na kogoś wpadłem.
<Dokończy ktoś?>
Pisać w komentarzach, kto przejmuje to opowiadanie :* ~Luxia
czwartek, 20 lutego 2014
Od Luxii - C.D Anika
(...) Gdy dochodzi popołudnie, wiem, że koniec jest bliski. Nogi mi się trzęsą, serce wali stanowczo zbyt szybko. Bezustannie zapominam, co jest moim celem. Potykam się często, ale za każdym razem udaje mi się odzyskać równowagę.
Czytając ten fragment usłyszałam rozszalałe dźwięki głośnych kroków, ciężkich kroków. Nie potrafiłam się skoncentrować. Odłożyłam książkę i wyszłam przed drzwi. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam lecącego w moją stronę smoka.
- Szybko... Proszę, jest ranna. - Wydyszała smoczyca
- Ale kto? – Dopytywałam
- E-E-Eller.
- Prowadź! - Krzyknęłam i ruszyłam za nią
Pomimo, że nie widziałam kto jest ranny, ani co to było mi to teraz wszystko jedno. Biegłam co tchu za pędzącym smokiem.
Zauważyłam ranną... dziewczynkę? Przyklęknęłam, pytając co się stało. Chłopak odsunął ją do mnie tyłem, rana nie była wielka, lecz głęboka. Krew lała się po jej nie długich plecach. Roztargałam jej bluzkę dalej przypatrując się ranie. Jedyne o co się bałam to rdzeń kręgowy, który mógł zostać uszkodzony. Wyciągnęłam z prawej kieszeni moją różdżkę, przyłożyłam ją do jej rany i zaczęłam kreślić kształty pewnej runy uzdrowienia.
Chłopak odwrócił dziewczynę plecami do siebie. Ona zatrzepotała rzęsami i spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczyma.
<Eller lub Anik?>
Od Linsday - C.D Michaela
Rano w domu zjawili się nowi. Uśmiechnęłam się widząc nowe twarze, a potem uśmiechom nie było końca bo w domu zjawił się nowy zwierzak. Pies wskoczył do salonu jakby był u siebie, teraz już z resztą był, bo znalazł sobie wierne grono miłośników. Zmartwiłam się nieco czy dogadają się z kotem, ale biorąc pod uwagę ich młody wiek nie powinno być z tym problemów. Ahh tak kot... Nadałam mu imię Imbir. Pies jeszcze imienia nie posiada, ale czuje że już nie długo. Pobawiłam się jeszcze ze zwierzakiem za ten czas inni się rozeszli. Postanowiłam że pójdę w końcu po ten piasek. Zabrałam dwa worki na śmieci i łopatę. Szłam przez las i łąkę, i znowu przez las aż stanęłam na brzegu jeziora.
- Jaka jestem głupia!
Śmiejąc się z siebie zrozumiałam, że piasek nie pomoże mojemu kotu. Postanowiłam, że jak na człowieka przystało wstąpię do miasta i kupie koci żwirek. Ruszyłam brzegiem aż ujrzałam szałas. Podeszłam do niego i zobaczyłam że to mała żaglownia. Obok leżała żaglówka. Chciałabym popływać na łodzi... Obejrzałam żagle są w bardzo dobrym stanie, łódka z resztą też trzeba by ją tylko wyklarować... i oczywiście ściągnąć na wodę a sama nie dam rady. Wrócę tu z kimś i popłynę! Postanowione. Oby tylko Luxia się nie dowiedziała, bo nigdy nie pozwoliłaby mi popłynąć ,,w takiej łodzi na nieznanym jeziorze". Wróciłam do domu po pieniądze i zajrzałam jeszcze do salonu jak tam nowy lokator.
<Michael?>
Od Anika - C.D Carolyn
- Tia..? - zerknęła na mnie przez ramię.
- Oczywiście nie chcę marnować twojego cennego czasu... - upiłem trochę pomarańczowego soku. - Ale nie obraziłbym się, gdybyś pokazała mi, gdzie tu jest biblioteka.
Założyła ręce na piersi i przyjrzała mi się krytycznie.
- Ehh... Problemy nowych - rzuciła, patrząc na sufit. - Trzecie piętro, na lewo, po czwartych drzwiach w prawo, na półpiętro, praktycznie całe lewe skrzydło.
Spojrzałem na nią oczami, dla których określenie "jak spodki filiżanek" nie byłoby wystarczające. Westchnęła zirytowana.
- Zaprowadzić? - rzuciła tonem tak wymownym, iż jasne było, że nie ma na to najmniejszej ochoty. Postanowiłem jednak targnąć się na swoje życie i skinąłem głową.
- Więc chodźmy. Soczku?
Od Anika - C.D "Moja Historia"
- Gdzie dostała? - zapytał smok.
Otarłem krew ze sztyletu o materiał spodni, delikatnie przekręcając siostrę. Przekląłem szkaradnie.
- Między łopatki - wycedziłem, rozcierając palcami skronie. - Módlmy się, żeby strzała nie naruszyła rdzenia kręgowego, bo będzie sparaliżowana. Gdzie Yoko? - zapytałem o drugiego smoka, który miał poszukać pomocy. W odpowiedzi Tao skinął głową gdzieś w bok.
Gładząc pobłyskującą na błękitny kolor skórę Eller spojrzałem w tamtym kierunku. Smoczyca nurkowała ku nam spiralą.
- Znalazłam dom... rezydencję. - oznajmiła, zanim jeszcze jej szpony dotknęły podłoża. - Zaraz tu będą.
Przejmuję to :D ~Luxia
środa, 19 lutego 2014
Od Michaela - C.D Luxii
- Rozmawiałeś już z Michaelem?
- A co do tego ma jakiś Michael?
Ehh robię jej tylko plecy i złą opinię w domu. Postanowiłem się pokazać.
- Carolyn nie zrozum mnie źle, ale nie ufam wampirom, nawet rodzinie.
Spojrzał na mnie Anik
- Witam nowego w gronie domostwa. A co do ciebie Carolyn nie miej mi tego za złe.
W stronę nowego rzuciłem duże czerwone jabłko i wyszedłem. Wydawało mi się, że chcą mi coś powiedzieć no, ale już wyszedłem. Zszedłem do piwnicy gdzie jeszcze nigdy nie byłem, znalazłem tam fortepian i parę zwykłych gitar akustycznych i jakiś akordeon, zaciekawił mnie ten fortepian. Wciągnąłem go do salonu. Usiadłem na fotelu, oglądałem go przez dłuższy czas. Siedziałem
i siedziałem. Wydawało mi się, że ktoś zszedł z góry i o coś mnie pytał, ale nie mam zielonego pojęcia o co, chyba się zdenerwował, że go ignoruję i odszedł. Wyrwałem się z zamysłu. Postanowiłem wypróbować fortepian, był wybrakowany i zakurzony, gdy nacisnąłem pierwszy klawisz nic, 2 nic, 3
i tak, do 15 nic.
- Chyba cię naprawię przyjacielu.
I zacząłem go targać na tył domu, ale że było jasno, a nie mogę wyjść na słońce założyłem wielki słomiany kapelusz i ubrałem wielkie, kuchenne rękawice, byłem gotowy, wyciągnąłem go, rozstawiłem altanę i wstawiłem go tam, postanowiłem go rozkręcić na części. No nie jest to takie proste, będę potrzebował jakiś narzędzi.
- Zostań tu, a ja się postaram szybko wrócić. - Wszedłem do domu w każdy gdzieś biegał, ale gdy mnie zobaczyli nagle się zatrzymali.
Lux: Eee? Michael? Gotujesz coś?
Linsday: Hahahaha…
Carolyn: Co on wyprawia?
Michael: Nie życzę sobie głupich żartów na temat mojego ubioru.
Lux: Ale co ty robisz ?
Michael : Nie ważne. Ważne jest to czy są tu jakieś narzędzia. Jeśli możecie to pomóżcie mi szukać.
Lux: Okej…
Pobiegłem w stronę drzwi. Otworzyłem.
- Hymm Halo?
Nagle skomlenie z dołu.
- Hę? O cześć!
Przyklęknąłem do przybysza. Kim jest przybysz? Jest nim owczarek niemiecki.
- Co tu robisz przyjacielu?
Gdy wyciągnąłem rękę by go pogłaskać rzucił się na mnie i zaczął lizać po twarzy.
- Przestań no już dobrze przestań hehehe.
Lux: Michael? Kto to?
Michael: Mamy nowego gościa w naszym gronie.
Lux: Hę, nowego?
Michael: Tak, spójrz jaki słodziak.
Lux: Pies…
Michael : Chyba mnie bardzo lubi.
Pies siedzi obok mnie spoglądając na to co mówię
Michael: Wiesz co on tu zostaje, myślę, że się z nim dogadam… Przyniosę mu coś do jedzenia i picia
<Linsday? Dokończysz?>
Od Sitaela - "Moja Historia"
Nazywam się Sitael Spas i jestem czarnym aniołem. Pewnie myślisz, że jak jestem czarny to jestem zły? Twój tok rozumowania mnie bawi. Nie jestem zły, tylko humorzasty. Łatwo mnie obrazić. Urodziłem się w Niebiańskim Niebie. Śmieszna nazwa, wiem. Wychowywałem się z innymi aniołami robiąc im głupie dowcipy. Musze powiedzieć, że jestem mistrzem w strzelaniu. Nikt mnie w tym nie pobije.
Mając lat 25, czyli będąc już pełnoletni wyruszyłem w podróż w poszukiwaniu miejsca dla siebie. Tyle miejsc zwiedziłem, tyle historii słyszałem...Wiedziałeś/aś że św. Piotr za burtę wypadł? I że Atena była niezłą podrywaczką? Ale te historie zatrzymam sobie na późniejszy etap...
Więc po jakiś paru latach odwiedziłem swojego starego druha, który opowiedział mi o jakimś domu.
- Domu? - pomyślałem - Zaczarowanym jeszcze? Wampiry pewnie tam są...
Ale tam poszedłem. I muszę przyznać ze nawet jest fajnie. Ktoś tu skończy z kolorowymi włosami...
wtorek, 18 lutego 2014
Od Carolyn
- Kim jesteś?
- Zależy - odpowiedziałam - Rozmawiałeś już może z Michaelem?
Chłopak pokręcił przecząco głową.
- W takim razie jestem Carolyn - odpowiedziałam i znów odwróciłam się w stronę schodów.
- A co ma do tego jakiś Michael? - zapytał lekko znużonym głosem.
- A to, że właściwie nie musiałabym nic odpowiadać, bo on wprost uwielbia ostrzegać innych przede mną - powiedziałam, znów na niego patrząc - I w sumie nie mam w tej kwestii nic do powiedzenia, bo jestem tą złą, która-wyssie-twoją-krew-bez-żadnych-skrupułów-zanim-zmówisz-zdrowaśkę. A czy w to uwierzysz pozostawiam tobie - uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam na pięcie, aby dał mi w końcu spokój. Niestety nie było mi to dane.
<Anik?>
Od Luxii - C.D Michaela
Weszłam po drewnianych schodach w górę. Podeszłam do jedynych tam drzwi. To był jeden zakamarek domu, w dodatku najwyższy, który prowadził tylko do jednego pomieszczenia. Szybko otworzyłam drzwi, tworząc przy tym nie mały podmuch wiatru. Usłyszałam głośne gruchnięcie o podłogę.
- Co za sierota... - Walnęłam dłonią w czoło
- Co cię tu sprowadza? Czyżby wampirzyca zjadła twoją siostrę?
- Bardzo śmieszne. Nie gadaj tylko siadaj.
Przeszłam przez cały strych, wybierając sobie najwygodniejsze miejsce.
- No to gadaj. - Odezwał się do mnie otrzepując koszulę
- Wpadłam na taki pomysł, abyśmy...
- Czekaj, czekaj. Czy ty powiedziałam abyśMY? - Zaakcentował ostatnią sylabę
- Czy ty naprawdę chcesz abym cię skrzywdziła chłopcze? - Podniosłam swój ton
Michael nie zareagował.
- Chodziło mi o to, abym stworzyła wpis do Gazety Świętych o tej rezydencji. W końcu, jest nas nie wiele, a dom jest ogromny.
- I czemu przychodzisz z tym do mnie? - Zaśmiał się kpiąco
- Głupcze, nie pogrywaj z moimi nerwami. Jest godzina... - spojrzałam na zegarek - Punktualnie czwarta nad ranem. Tylko ty nie śpisz w nocy i Carolyn. A uprzedzając cię nie poszłam z tym do wampirzycy, ponieważ nie chciało mi się jej szukać.
- Aha? A po ci ja jestem w tym potrzebny?
Ponownie walnęłam dłonią w czoło.
- Ponieważ ja nie czytam tych wszystkich gazet. A z tego co mi na początku powiedziałeś czytasz tą gazetę. A ja nie mam głowy do tego... Nie wiem ile trzeba tego tekstu, nie wiem jak zacząć. Więc... Ekhem... - przełknęłam głośno ślinę
- Chcesz abym po prostu napisał to za ciebie leniu.
Już chciałam go skrzywdzić... Ale zapomniałam broni z pokoju.
- Nie, że jestem leniem, po prostu proszę cię abyś...
Wtem usłyszeliśmy głośne krzyki z dołu. Spojrzałam na Michaela, który wiedział o co chodzi.
- Linsday. - Powiedziałam - Linsday!!! - Krzyknęłam wiedząc co może się dziać
Pobiegliśmy w dół potykając się co kilka kroków.
- Wiedziałem. - Powiedział w biegu
Zbiegliśmy na parter cali zdyszani.
- Linsday! - Krzyknęłam z ostatnich resztek sił idąc w stronę kuchni
- Luxia? Emm... No...
- Lin! - Podbiegłam do siostry przytulając ją, niemal jej nie dusząc
Odwróciłam się w stronę Michaela. Patrzył się na nas dziwnie.
- Może... Dlaczego krzyczałaś? - Powiedział
- Coś poważnie uderzyło w szybę w holu, zobacz. Całe roztrzaskane.
<Michael?>
Od Eller - "Moja Historia" cz. 1
Właściwie Aki wychowywał nas, odkąd pamiętam, ale Anik mówił, że znalazł nas jako dzieci, małych pulchnych i świecących w ciemności obdartusów. Nasz stary mnich mieszkał w solidnym, acz drewnianym domu na wschód od nikąd, rzadko kogokolwiek widywaliśmy. "To dobrze" mawiał Aki "sami wykształtujecie swoje przekonania i charakter". Był osobą bardzo mądrą i doświadczoną życiowo, najlepszy autorytet, jaki mogła sobie znaleźć dwójka małych kosmitów. Pomyślałam sobie kiedyś, że też chciałabym być kiedyś taka jak on. Jaka? Tego nie potrafiłam określić w słowach.
Lata mijały. W tym też czasie udało się Akeimu udowodnić nam, że nie jesteśmy kosmitami- tylko zmiennokształtnymi. Szkolił nas, uczył wszystkiego, udowadniał swoją mądrość i naszą nieskończoną głupotę, ale mimo wszystko nie dało się go nie kochać. niestety, ta miłość była jednostronna. Zawsze traktował mnie i brata jak uczniów, nikogo więcej. Do tamtego dnia.
Dnia pożaru. Tak, tak, przyznaję bez bicia, to wszystko była moja wina, jak zwykle zresztą. Zawsze nosiło mnie, że ja nie mogę, głowę zostawiłabym w sklepie, gdyby to było możliwe.
Dom podpaliły smoki, Aki zginał, ratując mnie. Tak ,tak. to te same smoki, które są teraz nieodłącznymi towarzyszami moimi i Anika.
- ELLER UWAŻAJ!
Tia... to, co przed chwilą przeczytaliście, to tak zwane "życie przemknęło przed oczami", bo chwilę później osunęłam się w ciemność.
C.D.N.
Od Tyvsy - "Moja historia" cz. 1
Boję się... tego, że bez niej nie dam sobie rady, przez te wszystkie lata to ona zajmowała się każdą rzeczą, którą rozsądny człowiek uznał by za ważną, a moim jedynym zadaniem było patrzenie w telewizor i chodzenie do szkoły. Jeszcze tydzień temu zdawało mi się, że stworzenia nadnaturalne, to tylko i wyłącznie wymysł pisarek... teraz wiem, że jest inaczej.
<tydzień i kilka dni wcześniej>
- Wyżej! Chyba nie chcesz zabić trawnika!? - słyszę krzyk Clary, za plecami. Jak co tydzień już od paru ładnych lat, piątek po południu oznacza dla mnie, lekcje łucznictwa, fechtunku i wielu innych średniowiecznych rzeczy. Tak, chodzę na kółko dla fanatyków fantasy. Takie mojej jedyne hobby, czytanie. Wymierzam lekko wyżej niż wcześniej i trafiam w środek... Z resztą jak zawsze. Nie wiem po co ona krzyczy, nie da pomyśleć.
- Dobrze, na dzisiaj koniec - uśmiechnęła się do mnie i ruszyła w stronę domku stojącego nieopodal. Przerzuciłam sobie łuk przez ramie i powolnym krokiem ruszyłam w stronę domu. Nie wiem czemu, ale cały dzień czuję się jakoś dziwnie, rozpiera mnie energia i chciała bym coś... pogryźć. Czuję wibracje w kieszeni, wyciągam z niej telefon, nastawiona na widok zdjęcia matki, a to ze zdziwieniem stwierdzam, że to nie ona dzwoni, tylko Alyss. Odbieram i słyszę:
- Trzy dni do pełni! A tak na serio wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
- Dobrze wiedzieć wilkołaku i dzięki.
- Przyzwyczaj się, jak zajęcia?
- Dobrze, wiesz muszę kończyć, oddzwonię potem, pa.
- Cześć, tylko nie zapomnij - rozłączam się, tym samym otwierając drzwi swojego domu, czyli małej, kanciastej chatynki, pomalowanej na zielono. Wchodzę i jak to zazwyczaj na powitanie słyszę głośne szczekanie Aidana, mojego psa. Patrzę w dół i widzę, że leży gotowy na głaskanie, a ja nie wiadomo dlaczego, zamiast tak jak zwykle, spełnić jego życzenie, warczę na niego. Co mnie ugryzło!? Zachowuję się jak Alyss, to ona jest pd warczenia, nie ja! Może po prostu spędzam z nią zbyt dużo czasu... Tak to rozsądne wytłumaczenie…
C.D.N
poniedziałek, 17 lutego 2014
Od Michaela - C.D Luxii
- Czemu jesteś tak źle na nią nastawiony.
- Ona nie jest 100%wampirem tak jak ja czy moje rodzeństwo, jest zwykłym wypadkiem jednego z głupców
- Aha
- Słyszałaś może o słynnym Draculi?
- Chyba coś słyszałem, podobno król wampirów, którego zabił jakiś człowiek.
- Heh król wampirów to dobre, może był w radzie, ale nie był królem. Królem jest mój ojciec, ale pierwsze powiem co wiem. Dracula był wielkim kochasiem. Zakochał się w śmiertelniczce i ta gdy dowiedziała się, że nie będzie mogła z nim zostać na wieczność postanowiła się rzucić ze skały. Ten postanowił ją ratować i skoczył za nią, gdy spadał z nią ugryzł ją, co było zakazane, zmienił ją w wampira lecz nie była 100% wampirem. 100% wampir taki jak ja czy też moje rodzeństwo może powstrzymać głód. Ona nie mogła. Po nocy przemiany zabiła całe miasteczko ludzi powodując więcej zarażenia mieszkańców z miasta do miasta. Zabijali ludzi, gdy się o tym dowiedzieliśmy postanowiliśmy główną przyczynę tego incydentu podczas naszego przybycia do zamku Draculi. Dracula zaatakował naszego ojca raniąc go, został oskarżony o zdradę i został zgładzony. Jego ukochana chciała pomścić śmierć ukochanego i zebrała armię mieszańców i zakatowała podziemia. Przegrali walkę i wiele z nich uciekło tułając się teraz po świecie zarażając inne osoby. Sadzę, że będziemy musieli się jej pozbyć albo chronić ludzi w mieście. I to nie z tego powodu, że ich lubię czy coś, ale nie mam zamiaru pozwolić na to by te istoty były zabijane przez jakiegoś żałosnego przypadka. Także uważaj na siostrę, w czasie głodu nie pohamuję się i zakatuję wszystko w czym będzie pulsowała krew.
- Hymm… Mojej siostry nawet nie tknie, a po za tym nie bądź taki surowy wobec nowych gości. A tak po za tym nie nawiedzę ludzi…
Wyszedłem ze stajni. Skierowałem się do domu. Było jasno
- Aaaa uuuu aaa, ale piecze.
Znalazłem się w domu. W salonie siedziała ona, blada i zdziwiona moim spojrzeniem.
- Czego? - spytała
- Niczego po prostu trzymaj się z dala ze swoimi kłami od mieszkańców tych terenów.
Wyszedłem po schodach na strych. Byłem już bardzo zmęczony, więc postanowiłem iść spać. Gdy zasnąłem usłyszałem jak ktoś wbiega po schodach w stronę strychu…
Od Linsday
Podeszłam do okna i je otworzyłam. Wtem do pokoju wpadła mała włochata kulka. Przebiegła przez pokój i wdrapała się na półkę. Postanowiłam że zajmę się tym jutro.
------------------
Następnego dnia
------------------
Ledwo otworzyłam oczy zobaczyłam że obok leży kociak. Ten sam który wczoraj wpadł do mojego pokoju. Pogłaskałam kotka po głowie. Otworzył oczy. Wyślizgnął mi się spod dłoni i wskoczył na kolana. Potem stwierdziłam że czas się trochę ogarnąć a kot jest pewnie głodny, jednak gdyby moja siostra dowiedziała się o kocie.... nie wiem co by wtedy było ale puki co jej nie powiem. Położyłam kota i podeszłam do szafy wybrałam czatną tunikę z czerwonymi i różowymi różami oraz czerwone krótkie spodenki. Wyszłam do łazienki. Potem poszłam do kuchni i usmarzyłam sobie naleśniki z dżemem. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam mięso. Kot tym się musiał zadowolić. Nalałam wody do miski i poszłam na górę. Kot leżał na półce, gdy zobaczył jedzenie od razu zwinnie zeskoczył na ziemię i podpiegł do posiłku. Będzie go trzeba wychować ale na szczęście to kocię więc to zwiększa szansę na jego dobre i grzeczne zachowanie. Znamy się dopiero parę minut ale wiem że da mi się we znaki. Wyszłam na balkon gdzie zobaczyłam moją siostrę zawołam
-Luxia
Ona jednym ruchem sprowadziła mnie do siebie. Rozejrzałam się i ujrzałam siwego jednorożca. Zaklepałam go. Razem z siostrą zajęłyśmy się nimi i umiejscowiłyśmy w stajnii. Potem poszłam zobaczyć czy kot nie narobił szkód.
Jeśli nie liczyć rozbitej szklanki i lekko zadrapanej nogi stołu nic się nie wydarzyło posprzątałam i zeszłam na dół. Usiadłam w salonie i włączyłam telewizor.
niedziela, 16 lutego 2014
Od Luxii - C.D Carolyn
Zaśmiałam się kpiąco.
- Wejdź. - Powiedziałam
- Obejdzie się bez tego...
Phi... Jednym ruchem wciągnęłam ją do środka i usadowiłam na fotelu.
- Po co tu przyszłaś? - Zaczęłam rozmowę nieco spokojniej, chowając shurikena
- Obserwowałam już tą rezydencję od pewnego czasu. Przytulnie tu. - Obejrzała się po całym pokoju
Śledziłam jej wzrok, chodząc dookoła po pokoju. Obmyślałam to co mi powiedziała - czyli niewiele.
- Widząc po twojej bladej twarzy jesteś wampirem, czyż nie?
Podrapała się po głowię przytakując.
- Od ilu dnia nas, znaczy... ten dom obserwujesz?
- Od pewnego czasu. Nie działo się tu nic ciekawego. Ostatnio widziałam jak wychodziła stąd pewna kobieta...
- Jaka? - Zapytałam z ciekawością na twarzy
- Starsza. Koło czterdziestki pewnie miała. Wychodziła z walizką. Nawet nie zamknęła drzwi, tylko po prostu odeszła.
- Mhm... - Mruknęłam
- Mogę tu zamieszkać? - Wyrwała mnie z krótkich przemyśleń wampirzyca
- Poczekaj, poczekaj. Jak się nazywasz, może?
- Carolyn. - Powiedziała z uśmiechem. - Carolyn Traver.
- No dobra, idź sobie znaleźć jakiś pokój... Jest ich tu pewnie z miliard... Na pewno sobie coś wybierzesz. Potem cię jeszcze zawołam i innych mieszkańców o podpis i wypełnienie pewnego formularza.
Zeszłam na dół, gdzie czekało na mnie jedzenie. Michael je zrobił? Pewnie dodał tam jakąś trutkę na szczury. Niechętnie wzięłam porcję i usiadłam przy stole.
- Smacznego. - Rzuciłam patrząc na minę wampira. - A i jeszcze po obiedzie, pójdziecie za mną do gabinetu, w którym podpiszecie coś.
Wszyscy się zgodzili jedząc w pośpiechu.
Wstałam od stołu. Zjedzone danie nie było aż takie złe, lecz mogło być bardziej doprawione.
*po kilku minutach, w gabinecie*
- Dobra, podpiszcie tu i wypełnijcie te formularze. Ciebie też się to dotyczy. - Powiedziałam głośniej do wampira wiszącego nade mną
Podniosłam się strącając Michaela z sufitu. Podeszłam do okna i zauważyłam na łące 3 konie. Konie? Dwa siwe i jeden kary.
Otworzyłam balkon i przeteleportowałam się do nich. One spokojnie jadły soczystą trawę. Klęknęłam, a dwa pierwsze stworzenia podeszły do mnie.
- Luxia! - Krzyknęła z balkonu Linsday
Jednym gestem przeniosłam ją do mnie. Gdyby nie ta magia, co ja bym teraz robiła na tym świecie. Siostra przylepka - zaklepała sobie siwego jednorożca.
Zaprowadziłyśmy ich do pobliskiej stajni. Nakarmiłyśmy je i napoiliśmy. Nie wyglądały na zaniedbane, wręcz przeciwnie.
Weszłam do boksu karego, bodajże ogiera, myśląc na głos nad jego nowym imieniem.
- Kronos? Emm. Vital? Joe? Jeff?
- EKHEM. - Usłyszałam głośny 'kaszel' z tyłu
Obróciłam się i ujrzałam Michaela. Co on tu robił?
<Michael?>
Od Carolyn - C.D Luxii
- Cholera! - usłyszałam przez ścianę.
Drzwi nagle stanęły otworem uderzając mnie falą powietrza.
- Czego tu? I kim jesteś? - usłyszałam głos jakiejś wkurzonej dziewczyny z szopą na głowie - chyba spała. Przynajmniej nie wyglądała jakby urwała się z jakiegoś anime. Jej nadgarstki promieniowały jakimś dziwnym, niebieskim światłem. Wyglądało jak małe, niebieskie, hipsterskie gwiazdki skupione przy sobie.
- Niepotrzebnie się unosisz - stwierdziłam - A jestem tu, bo wpuściła mnie do domu taka różowa.
- Miałam raczej na myśli mój pokój - warknęła.
- Stoję - powiedziałam, obserwując broń w jej ręce.
Od Linsday
Zabierając jeszcze kosmetyczkę podążyłam do łazienki. Oniemiałam. Ogromna, okrągła wanna z hydromasażem, pełno przeróżnych buteleczek z płynami do kąpieli szamponami itd. Po prostu cudo.
Wyjęłam z szafki czysty ręcznik i puściłam wodę do wanny... Ostatnimi czasy kąpałam się tylko w jeziorach i rzekach więc pozwoliłam sobie na pełną wannę wody z płynem kokosowym i pianą. Zamknęłam drzwi na klucz i rozebrałam się, weszłam do wanny. Cieplutka woda i ten zapach, siedziałam tak dobre pół godziny... Potem umyłam włosy i zawinęłam w ręcznik. Wyszłam z wody, otarłam się i ubrałam piżamę. Wyciągnęłam korek z wanny i woda zaczęła wypływać. Mocno wytarłam włosy w ręcznik i rozczesałam je. Wyjęłam z kosmetyczki suszarkę i wysuszyłam je. potem wyszłam z łazienki i wróciłam do pokoju. Zgasiłam światło i chwilę leżałam dopuki nie usłyszałam pukania do drzwi zeszłam i otworzyłam je ujrzałam wampira.
Dziewczyna weszła do środka a ja tylko lekko się uśmiechnęłam. Poradzi sobie.
Wampirzyca poleciała na górę a inny wampir z którym jadłam kolację ostrzegł mnie przed nią. No cóż kieruję się życzeniem byłej właścicielki.
- linsday! usłyszałam krzyki z góry. szybkim krokiem tam zawędrowałam i wytłumaczyłam mojej mocno poirytowanej już siostrze całą sytuację.
Powiedziałam o kartce.
Lux była wściekła nie dziwie jej się jednak. Postanowiłam wrócić do siebie.
Ledwo położyłam się do łóżka usłyszałam szuranie po szybie od balkonu.
Od Michaela
- O, zapomniałem o tobie piękna.
Chwyciwszy gitarę wyszedłem z domu i wszedłem na dach. Wbiwszy gitarę w dach usiadłem na dachu i spoglądałem w gwiazdy, a one odbijały się w moich oczach.
Zszedłem z dachu i wszedłem do domu, a dokładnie do kuchni. Spojrzałem na wielką, srebrną lodówkę, była pusta. Postanowiłem pójść do sklepu no, ale muszę znaleźć sobie jakieś nowe ubranie. Wszedłem do wielkiego pokoju, była tam wielka garderoba gdzie od razu zauważyłem czerwoną koszulę. Uśmiech na mej twarzy przypominał uśmiech pedofila, który upatrzył sobie ofiarę. Ubrałem na siebie koszulę i wyszedłem z domu. Wyruszyłem przed basen gdzie wzniosłem się w powietrze, kierowałem się do miasta. Wylądowałem na dachu większego budynku i zeskoczyłem na równe nogi poprawiając koszulę. Wstąpiłem do wielkiego Supermarketu, gdzie ludzie dziwnie na mnie patrzyli.
Nabrałem wszystkiego czego tylko ciałem. Jeździłem wózkiem po całym sklepie czułem się jak małe dziecko udające, że jedzie samochodem. Podjechałem pod ladę. Przy niej siedziała jakaś kobieta, która zrobiła dziwną minę, gdy mnie zobaczyła gdyby zobaczyła diabła. To wszystko powiedziała, jak by chciała, a nie mogła. Tak 143 dolary i 13 centów. Podałem pieniądze i wyszedłem z 4 torbami pełnymi po brzegi. Wróciłem do domu. Otworzyłem drzwi, wszedłem do środka i wpakowałem wszystkie rzeczy do lodówki. Wziąłem jabłko wbiłem kły i cały kolor znikną z jabłka. Wyrzuciłem je do kosza i poszedłem na strych, tam podobało mi się najbardziej, a że słońce już wychodziło więc położyłem się spać.
Rano słyszałem tylko jak ktoś zbiega po schodach. Zszedłem ze strychu i zauważyłem Lux przygotowała jakieś śniadanie. Poczułem coś czego dawno nie czułem i nagle usłyszałem stukanie do drzwi i wtem pierwszy raz ujrzałem młodą dziewczynę o długich różowych włosach. Czekałem w salonie, oczy me zaczerwieniły się po tym co zobaczyłem w drzwiach salonu. Spoglądała na mnie, jak by chciała mnie zjeść wyszedłem z salonu mówiąc do różowo włosej dziewczyny:
- Uważaj na nią…
sobota, 15 lutego 2014
Od Carolyn - "Moja Historia"
Ciemna uliczka, byłam wtedy na narkomańskim głodzie. Zdesperowana, młoda dziewczyna (a raczej jej wrak) sama w ciemnej uliczce. Doskonały cel dla głodnego wampira - szczególnie jeżeli ta ćpunka nie wierzy w istnienie jakiś dziwnych stworzeń z kłami. Nawet nie zauważyłam jak się zbliżył - moja oczy były niegdyś słabe, ludzkie. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, nim wsunął kły w moją tętnicę. Nie bolało, to było przyjemne - przypominające narkotyk. Czułam jedynie krew spływającą po skórze i tępe dudnienie w głowie oraz słabnący puls.
Nie wiem jak wyglądała moja przemiana - pewnie standardowo. Chociaż samo ugryzienie przez wampira jest przyjemne, to wyrastanie kłów i zmiany ciała już niekoniecznie. Pamiętam tylko ból rozdzierający wszystkie cząsteczki mojego ciała.
Agonia.
Ciemność.
Pragnienie krwi.
Niedługo po przemianie zabiłam pierwszą osobę, nawet jej nie pamiętam. Gdy o tym rozmyślam myślę tylko o pełnym żołądku i tej uldze.
Chociaż nie mogę zobaczyć się w lustrze, wiem, że wyglądam inaczej niż przed przemianą w wampira. Nie jestem już wrakiem ćpunki, jestem normalną dziewczyną. Z kłami. I chęcią mordu.
Czemu teraz o tym wszystkim rozmyślam? Bo lubię się nad sobą użalać? Nie, to chyba nie to. Gdyby nie mój wampiryzm pewnie leżałabym teraz w trumnie, głęboko pod ziemią, a robaki jadłyby moje truchło. Narkomani nie żyją długo, szczególnie ci od heroiny. Właściwie ćpuni byli moją rodziną - od innych się oddaliłam. Rzuciłam studia rysunku i przeniosłam się na ulicę. Teraz chcę zmienić miejsce zamieszkania - obserwuję ogromną rezydencję, od której emanuje magiczna energia. Na dole widać zapalone światła - mieszkańcy nie śpią. Obeszłam już cały teren, są tu stajnie, wielki ogród i malownicza przyroda. Wprost bajecznie, jeśli to kogoś obchodzi - mnie - niekoniecznie. Niedawno zaszło to palące słońce i teraz idę w stronę głównego wejścia, niosąc wyświechtaną torbę z milionem różnych naszywek - mieści się w niej cały mój skromny nabytek. Pukam lekko do drzwi, gdybym użyła całej siły najprawdopodobniej nie było by w co uderzać. Szybko otworzyła mi młoda dziewczyna, z długimi, różowymi włosami i błękitnymi oczami. Czy wszystko i wszyscy są tu cukierkowo idealni? Jeśli tak, to długo tu nie zabawię.
<Linsday, dokończysz?>
Od Luxii
Niechętnie wstałam, poprawiając włosy. Powędrowałam osowiale do kuchni, gdzie otworzyłam lodówkę. O dziwo, była pełna. Wzięłam potrzebne mi produkty i zabrałam się do roboty.
Po kilku minutach, jedzenie było gotowe. Zamykając lodówkę, przede mną stanął wampir. Jak mu było? Ahh, tak!
- Michael czego chcesz?
- Mam nadzieję, że dla mnie porcję też zrobiłaś.
Spojrzałam na nim morderczym wzrokiem, a tatuaże na nadgarstkach delikatnie się podświetliły.
- Ej! Spokojnie, żartowałem.
Odwróciłam się z napięciem, dalej czując na sobie jego wzrok. Różdżka zawibrowała, chyba ma zamiar zrobić to samo co ja. Dałam jej, a przede wszystkim mu jeszcze czasu, niech wie z kim ma do czynienia.
*po "kolacji"*
Noc już panowała na niebie. Była pełnia, a promienie księżyca natrafiały akurat na mój pokój, przez które był bardzo oświetlony i nie mogłam spać.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- No kto znowu!? - Podniosłam ręce ku górze. - Wejść!
W ciemności odnalazłam posturę chudego człowieka. Kiedy podszedł bliżej, zorientowałam się, że jest to ten wampir.
- Zapomniałam, że ty nie śpisz w nocy. - Fuknęłam
Chłopak przysiadł się obok mnie, ale ja natychmiast wstałam, aby nie mieć z nim żadnego kontaktu. Nie lubiłam innych stworzeń, prócz czarodziejów i koni, do których mam wielką sentymentalność. Rodzice codziennie jeździli na dwóch karych klaczach o imionach Merry i Dusty. Opiekowałam się tymi klaczami, dopóki nie odeszły na ich długą wyczekiwaną emeryturę. Po śmierci rodziców wypuściłam konie na wolność. Nie chciałam mieć wspomnień, nie chcę o tym mówić, jest to dla mnie bardzo trudny temat.
- Ziemia do Luxii! - Machnął mi przed twarzą Michael
Złapałam jego dłoń, łamiąc mu kości.
- Nigdy więcej tak nie rób. - Na nowo spojrzałam na niego surowym wzrokiem
Wampir złapał się za rękę siadając na fotelu.
- Pada deszcz. - Wypowiedział
- Nie, naprawdę? No popatrz... - Zasłoniłam firany, a w pokoju był istny mrok.
Jednym gestem pojawiły się na mojej ręce miliony kryształowych drobinek, tworzących nieformalną kulę, która oświetlała cały pokój.
- A więc tym jesteś.
Zlekceważyłam jego słowa i położyłam się na łóżku, dalej bawiąc się drobinkami. Falowały w powietrzu, a ja tworzyłam z nich rozmaite kształty, w które wpatrywał się ciekawski wampir.
Z braku siły zasnęłam, nie patrząc czy on wyszedł z pokoju.
*rano*
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Cholera! - Krzyknęłam i wyciągnęłam jeden z moich kilkunastu Shurikenów. Ruchem dłoni otworzyłam drzwi i wymierzyłam w postać metalowym narzędziem.
- Czego tu? I kim jesteś? - Moje nadgarstki ponownie zabłysnęły.
<Carolyn? Dokończysz?>
Od Michaela
- Dokąd to? - I Naprężyła cięciwę łuku tak mocno, że strzała sama wystrzeliła Poczułem skurcz w brzuchu i chwyciłem się za prawa stronę brzucha, gdzie toczyła się fala zimnej niczym lód krwi. Postać padła na podłogę, zalał się krwią. Lux w pewnej chwili pomyślała tak trzeba. Przekroczyła ciało chłopca i kierowała się po siostrę, gdy nagle usłyszała cichy śmiech:
- Heheh. Odważna jesteś? Czy też głupia? Strzelać do wampira, jeszcze w pełni. Jeśli cię przestraszyłem to przepraszam, ale zamierzam tu mieszkać. Podniósł się z podłogi, wyciągnął strzałę i rzucił ją pod nogi Lux. Postanowił lewitować dalej. Lux podążała za chłopcem. - Jak ci na imię, czego tu szukasz? - spytała z ciekawością na twarzy - Na imię mi Michael. Michael Lee. Zamierzam tu mieszkać. Przeczytałem o tym domu w gazecie Świętych. Jest to podobno dom dla istot magicznych, nikt tu nie może wkroczyć z istot śmiertelnych, więc jest to miejsce doskonałe dla mnie. Widzę, że jesteś tu też. Ty kim jesteś, bo raczej nie człowiekiem skoro tu jesteś.
- Nie twoja sprawa
Kierowaliśmy się wzdłuż korytarza. Otworzyły się drzwi z balkonu. Oparłem gitarę o ścianę i skierowałem się w stronę balkonu, wyszedłem, chwyciłem się kamieniej poręczy, czułem się jak w zamku. Spojrzałem w księżyc, deszcz padał mi w twarz, która błyszczała od blasku księżyca, ściągnąłem kaptur i wróciłem do środka. W salonie na kanapie leżała Luxia. Wleciałem nad nią i powiedziałem: - Wiesz co? - Uderzyła mnie ręka w twarz i spytała:
- Co?
- Musisz odkupić mi bluzę.
- Dlaczego?
- Zrobiłaś mi dziurę tą strzałą w nowej bluzie, a że jeszcze zaplamiłem ją krwią to jak tak się nie da w niej chodzić. Zagnoiłem z siebie bluzę jak i koszulkę Miałem małą ranę po strzale. - Hymm... Ej ty patrz umiesz tak? Polizałem palce i przyłożyłem do rany. Zabrałem rękę z rany, a ona zniknęła. Słyszałem jak gdyby ktoś schodził po schodach.
Od Linsday
Pewnie tego nie przeczytasz bo nie wrócisz... Do tej pory nie wróciłeś a wyjechałeś 10 lat temu...Jednak muszę ci powiedzieć że nie mogę tu dłużej zostać. Świat mnie wzywa a ja pragnę go zobaczyć nie chcę tu dalej siedzieć w samotności i dbać o nasz piękny lecz wiecznie pusty dobytek. Zostawiam go w nadziei że ktoś go znajdzie i wykorzysta, da gościnę wszystkim którzy tu przybędą....
Bądź zdrów twoja Amy
Przeczytałam i schowałam kartkę do kieszeni. Wyszłam na balkon i jeszcze raz przyjrzałam się listowi. Wczorajsza data....Dom opuszczony muszę ją pokazać siostrze. Wracając jeszcze zahaczyłam o jeden z pokoi tak z czystej ciekawości
Pokoje jak i reszta domu były śliczne obejrzałam jeszcze parę innych i zeszłam na dół.
Szczerze mówiąc wcześniej nie zwróciłam uwagi na to jaki jest ładny i bogato urządzony.
Potem zaczęłam szukać siostry. Znalazłam ja razem z jakimś chłopcem..
piątek, 14 lutego 2014
Od Luxii - Wprowadzenie
Zmęczona upadłam na ziemię, gdzie ściągnęłam bluzę, wpatrując się w południowe słońce. Nie raziło mnie w oczy, pomimo, że patrzyłam się na nie cały czas.
- Luxia? - Zapytała siostra
- Co? - Odpowiedziałam złośliwie, siadając z wyprostowanymi nogami
- Tam jest jakiś dom, nie wygląda na opuszczony...
Warknęłam przez zęby, wstając i udając się przed siebie, gdzie wskazała siostra.
W dolinie wysokich gór był ogromny budynek z basenem. Zza moich pleców wyciągnęłam łuk i naprężyłam na nim strzałę, karząc siostrze iść za mną niemal bezszelestnie.
Kopnęłam w drzwi, a one dobrowolnie się otworzyły. Weszłam do środka, coraz bardziej naprężając linę.
- Lux, nie wydaje mi się, że...
- Cii! - Upomniałam ją po cichu
Kierując się chyba w stronę dużego pokoju dalej nic nie słyszałam. Widocznie nikogo nie było tutaj w domu. Ale czekaj. Skąd tu taki dom, na takim zadupiu? No skąd ja się pytam?
W domu było zimniej niż na dworze. Pomimo, że temperatura powietrza sięgała powyżej 25 stopni celcjusza.
Wparowałam niczym smok do salonu i rozłożyłam się na całej długości kanapy.
- Mmm... - Mruknęłam
Siostra widocznie gdzieś poszła, ponieważ jej też tu nie widziałam.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Kogo tu do cholery niesie!?
A może jacyś ludzie przyszli do tych co tu mieszkają?
Podeszłam do drzwi i szybko wyjmując kryształową różdżkę z kieszeni otworzyłam. Przede mną ukazał się jakiś młody chłopiec z kapturem na głowie.
- Czego tu? - Odezwałam się pierwsza
- Fajna dom. - Powiedział przeżuwając gumę w ustach
Wydawał się podejrzany.
- Czego tu chcesz?
<Michael, dokończysz?>